Chociaż od dawna planujemy wycieczkę rowerową do Choroszczy, wciąż jest ona przed nami. Dojazd rowerem jest naprawdę bezproblemowy, dlatego bardzo liczę na to, że w kolejnym roku wreszcie się uda! Ale! Byliśmy z ekspresową wizytą w Białymstoku i akurat trafiliśmy na śnieg, który w Warszawie w miniony weekend nawet się nie pojawił. W mieście były tłumy ludzi, bo śnieg, jarmark, niedziela handlowa, no wiadomo. Dlatego dość spontanicznie pojechaliśmy na mały spacer po Choroszczy, robiąc przy okazji rekonesans przed wizytą na rowerach. Może się zdziwicie, ale w Choroszczy byłam tak naprawdę tylko dwa razy. Jeszcze w czasie studiów wybrałyśmy się tam z mamą na wycieczkę autobusem linii 103, a kilka lat później pojechaliśmy na zwiedzanie wnętrz pałacowych. Choroszcz – tak blisko, a tak słabo przeze mnie odkryta.
Zdaję sobie sprawę, że ten ekspresowy spacer to tylko namiastka tego, co w miasteczku warto zobaczyć, jednak postanowiłam podzielić się zdjęciami na blogu, ponieważ w ostatnich latach coraz trudniej o zimowe widoki.
Na forach regionalnych naczytałam się już skrajnych opinii na temat rewitalizacji Rynku 11 Listopada. Wycięto drzewa, ułożono płyty granitowe, ustawiono ławki, zamontowano fontanny, a roślinność umieszczono w donicach. Na pewno jest dużo schludniej i bardziej estetycznie, jednak można było wkomponować przynajmniej niektóre drzewa w tę nową koncepcję. Oczywiście rozumiem funkcje Rynku (miejsce targów i zgromadzeń), jednak Choroszcz nie jest na tyle dużą miejscowością, w której na Rynku kwitłoby życie. W bezpośrednim sąsiedztwie znajdziemy tylko jedną ofertę gastronomiczną, a mianowicie lodziarnię „U Lodziarzy”. Ale może z czasem będzie lepiej? Trochę przypomina mi to zabieg z Suraża, gdzie wycięto w pień mnóstwo starych drzew i stworzono Rynek, po którym hula wiatr. Choroszcz ma jednak większy potencjał, dlatego trzymam kciuki za coraz aktywniejsze życie na tamtejszym Rynku.
Bezpośrednio przy Rynku znajduje się zabytkowy kościół i klasztor Dominikanów. Obecnie jest to kościół parafialny pw. świętego Jana Chrzciciela i świętego Szczepana Męczennika. Niedawno przeprowadzono renowację elewacji świątyni.



Perłą Choroszczy jest z pewnością letnia rezydencja Branickich. A przynajmniej powinna być. Stan faktyczny tego miejsca pozostawia jednak wiele do życzenia, chociaż niedawny remont elewacji pozwala wierzyć, że jeszcze będzie przepięknie…
Powiem wprost – bezpośrednie otoczenie pałacu jest zaniedbane. Parking ze starych i popękanych płyt wygląda niechlujnie. Najbardziej smuci jednak widok pawilonu-ruiny, niegdyś pawilonu dla gości Branickich. Budynek został zniszczony w trakcie I wojny światowej, ale odbudowano go w latach trzydziestych. Dziś prezentuje się po prostu strasznie, chociaż jest zabytkiem i podlega ochronie. Sami spójrzcie. Ten widok po prostu boli.
Pałac Branickich w Choroszczy ulokowany jest na małej sztucznej wyspie, można się tam dostać jedynie po drewnianym mostku. Tamtejsze Muzeum Wnętrz Pałacowych jest obecnie zamknięte, jednak udało mi się je odwiedzić podczas wcześniejszych wizyt. Nie jest to duża placówka, ale uważam, że warto tam zajrzeć.
Zwróćcie uwagę na herby nad wejściem do pałacu – to Ciołek Poniatowskich i Gryf Branickich:
Letnia rezydencja Branickich powstała w latach 1725-1730. Ze względu na ulokowanie budynku na podmokłym terenie (sztuczne kanały, bliskość rzeki Horodnianki) szybko uległ on zniszczeniu. Zaledwie w ciągu dwóch tygodni został rozebrany, a następnie odbudowany na nowo w roku 1759. W związku z coraz liczniejszymi odwiedzinami gości przybywały nowe zabudowania wokół pałacu, coraz piękniejszy stawał się także park z wyjątkowymi krzyżującymi się kanałami i gwieździstymi alejami. Jan Klemens Branicki przestał inwestować w letnią rezydencję po fiasku starań o królewską koronę w 1764 roku. Czytając o rezydencji łapię się za głowę – co tam się musiało dziać! Mówiąc wprost – cóż za imprezy musiały się tam odbywać! Wśród tamtejszych gości byli także polscy królowie: August III Wettin oraz Stanisław August Poniatowski.
Corocznie, 24 czerwca, odbywał się w białostockiej rezydencji wielki kilkudniowy zjazd oraz bale z okazji imienin Jana Klemensa Branickiego. Później goście przenosili się do Choroszczy, gdzie w dniu 1 lipca świętowano urodziny Izabeli Branickiej z Poniatowskich. Spotykała się więc tutaj ówczesna elita Rzeczpospolitej.
Tuż za prowizorycznym płotem przepływa rzeka Horodnianka. Jest na niej nawet mini-wodospad. I mnóstwo kaczek.
Po śmierci Izabeli Branickiej właścicielem pałacu w Choroszczy został Tadeusz Mostowski. W czasie powstania listopadowego Rosjanie urządzili tam szpital polowy, a w roku 1840 cały kompleks zakupił fabrykant Fryderyk Karol Moes. Jeżeli kiedykolwiek byliście na terenie szpitala w Choroszczy, skojarzycie na pewno liczne ceglane budynki. To właśnie pozostałości po wielkich zakładach włókienniczych Moesa. Z uwagi na obecną sytuację spacer po szpitalnych gruntach nie jest raczej najlepszym pomysłem, ale warto podkreślić, że znaczna cześć zabudowań szpitala psychiatrycznego to właśnie pofabryczne budynki Moesów.
Jednym z najczęściej fotografowanych budynków w Choroszczy jest zbudowana w 1892 roku stajnia. Jej ceglana elewacja i rzeźby końskich głów zachwycają do dzisiaj. To przepiękna, ale również bardzo zaniedbana budowla…
Pałac w Choroszczy został spalony przez wycofujące się wojska rosyjskie w 1915 roku. Odbudowano go w latach sześćdziesiątych XX wieku.
Ze względu na ograniczony czas wycieczki pokazuję Wam tylko namiastkę Choroszczy. Ale już wiem, że w przyszłym roku wybierzemy się tam na rowerach i zobaczymy dużo więcej. Dziś na zdjęciach zabrakło cerkwi i zabudowań szpitalnych. W miasteczku natrafimy też na pięknie odrestaurowane domy z cegły. Latem działa również kąpielisko nad tamtejszym zalewem. Choroszcz większości kojarzy się niesłusznie głównie ze szpitalem psychiatrycznym. A to wielka historia tuż nieopodal Białegostoku!