Kiedy rozpoczynałam studia, warszawski BUW był budynkiem, pod którego adresem kierowano ochy i achy. Sama również uległam jego urokowi i zachodziłam tam często chociażby po to, żeby skorzystać z komputerów w tak zwanym wolnym dostępie. Tak, tak – wtedy jeszcze tylko nieliczni mieli laptopy! Stanowiska komputerowe znajdują się tam bezpośrednio pod szklanym dachem, po którym często spacerują kaczki (na dachu BUW-u znajduje się świetny ogród, a z niego rozpościera się jedna z ładniejszych panoram Powiśla). Uwierzcie mi, kaczka widziana od dołu to jednak śmieszny widok, zwłaszcza kiedy spaceruje tuż nad nami, gry próbujemy się właśnie skupić na nauce.
Z biegiem czasu okazało się, że przebogate księgozbiory BUW-u nie zaspakajają w pełni moich potrzeb naukowych, a wiele wartościowych pozycji oferuje po prostu biblioteka instytutowa lub biblioteki specjalistyczne. Tak też po kilku miesiącach zaczęłam traktować BUW jako zwykłą bibliotekę i wypożyczałam w niej wiele książek, w tym również i te, które zawsze chciałam przeczytać. To właśnie na pierwszym roku studiów przeczytałam na nowo wszystkie książki Tove Jansson o Muminkach i doszłam do wniosku, że rozumiem je lepiej niż w dzieciństwie. Wraz z rozpoczęciem studiów doktoranckich mój portfel wzbogacił się o kartę biblioteczną BUW-u z mgr przed moim nazwiskiem, ale podczas pisania pracy doktorskiej ponownie bardziej pomocne okazały się biblioteki specjalistyczne tudzież po prostu Amazon…
Mimo wszystko uważam, że BUW to jedna z lepszych rzeczy, które przytrafiły się Uniwersytetowi Warszawskiemu. Nowatorskie podejście do idei biblioteki jako miejsca spotkań, udostępnienie regałów ze zbiorami wszystkim czytelnikom – w momencie powstania BUW-u było to założenie przełomowe. W moim odczuciu jednym z czynników sprzyjających budowaniu pozytywnego wizerunku biblioteki była jej nieszablonowa architektura. Marek Budzyński zaprojektował dobrze doświetlony i funkcjonalny gmach zintegrowany z naturą, w którym po prostu przyjemnie spędza się czas. Buwing stał się cool!
Również w Białymstoku znajdują się dwa projekty tego architekta. Pierwszym z nich jest lubiana lub nienawidzona Opera i Filharmonia Podlaska. Osobiście zawsze należałam do frakcji wierzącej w to, że betonowy gmach w końcu zarosną pnącza i nigdy ostro nie krytykowałam tego budynku (poza niewykorzystanym potencjałem ogrodu na dachu, o czym pisałam tutaj). Najbardziej doskwiera mi obskurny plac przed nim – tyle lat minęło, a stary popękany asfalt ma się nadzwyczaj dobrze. I według mnie to właśnie ten plac wygląda przaśnie i psuje genius loci OiFP.
Drugi projekt Budzyńskiego w Białymstoku to Kampus Uniwersytetu w Białymstoku. Pojechaliśmy tam ostatnio na rowerową wycieczkę, ponieważ chciałam to miejsce zobaczyć na żywo. Zdaję sobie sprawę, że było to w niedzielę i trudno w taki dzień oczekiwać studenckiego życia na kampusie. Ale nie spodziewałam się, że miejsce będzie aż tak wymarłe. Nie spotkaliśmy tam absolutnie nikogo, nawet ochroniarza. Sam dziedziniec zaskoczył mnie polbrukową nawierzchnią. Dziś częściej stosuje się granitowe płyty lub granitową kostkę, a szary polbruk przywołuje raczej na myśl skojarzenia z poprzednią dekadą. Co nie oznacza, że jest niepraktyczny. Pośrodku dziedzińca zwanego Placem Syntezy Nauk znajduje się rzeźba – popękana kula symbolizująca Wielki Wybuch. Zakładam, że ma ona również funkcję fontanny, która w weekendy nie działa. Czy mam rację? Nie umiem inaczej wytłumaczyć obecności wody pod kulą. Wokół placu głównego umiejscowiono wejścia do budynków poszczególnych instytutów i wydziałów. Każda fasada ozdobiona jest detalem charakterystycznym odpowiednio dla matematyki i informatyki, fizyki, chemii i biologii (już tyle lat minęło od ukończenia liceum, a ja wciąż mam w pamięci, jak słowo „biologia” wymawiała słynna prof. Kostecka z I LO – kto miał z nią lekcje biologii, ten pewnie mi przyklaśnie!). Dużo ciekawiej kampus prezentuje się z lotu ptaka. Dopiero takie spojrzenie pokazuje w pełni założenia architekta. Docelowo kampus ma być rozbudowywany, co z jednej strony cieszy, ponieważ Uniwersytet w Białymstoku nie mógł się dotąd poszczycić takim miejscem, a kampus wykazuje jednak funkcje spajające uczelnianą społeczność. Kontrowersje może jednak wzbudzać ulokowanie kampusu tuż obok Rezerwatu Przyrody Las Zwierzyniecki, który powinien być szczególnie chroniony ze względu na swoje szczególne walory przyrodnicze.
Ciekawa jestem, jak studiuje się w tych wnętrzach? Miejsce sprawia wrażenie nowoczesnego i stymulującego – w moim wypadku to działa – lepiej przyswajam wiedzę w miejscach ładnych, schludnych i zadbanych. Ponadto działają one na mnie motywująco. Cieszę się, że w Białymstoku, wprawdzie powoli, ale jednak, pojawia się coraz więcej przykładów nowoczesnej architektury. Brakuje tu imponujących budynków użyteczności publicznej, jednak wraz z budową opery, kampusu, auli widowiskowo-dydaktycznej przy Świerkowej czy Centrum Nowoczesnego Kształcenia PB coś drgnęło w tym temacie. Ja wciąż liczę na to, że w końcu powstanie w Białymstoku hala widowiskowo-sportowa z prawdziwego zdarzenia. Tyle projektów już widziałam, tyle razy ogłaszano, że budowa ruszy niebawem, że przestałam się już takimi informacjami ekscytować. Uwierzę, jak zobaczę! :)
Aniu, wybacz ale jestes troche pretensjonalna :-)
PolubieniePolubienie
Każdy ma prawo do bycia takim jakim jest :)
PolubieniePolubienie