Wspomniałam już, że lubię absurdy i bzdety. Wrzucam zatem ich małą dawkę na początek! W ramach przerywnika (po całych dwóch wpisach, ale zawsze)!
Nie wiem, być może komuś się narażę, hehe, ale sklep wydaje mi się dość interesujący. Tym bardziej, że wybór gadżetów Jagi jest tak ogromy, że można z nimi zaplanować całe życie … Oto link dla potencjalnych zainteresowanych: oficjalne pamiątki
Po drugiej stronie Alei (swoją drogą to ciekawe – Al. Piłsudskiego nie jest jedyną Aleją w mieście, ale wszyscy tak na nią mówią i od razu wiadomo, o jaką Aleję chodzi : D), zaraz przy przystanku dwie kolejne atrakcje. Szyld fryzjera (z jajem, lubię takie szyldy) i kamienica, która popada w ruinę.
Całkiem niedaleko, bo przy ulicy Żabiej, a obecnie tuż przy przedłużeniu ulicy Częstochowskiej, ulokował się Cimoszewicz. Ze swoim biurem naturalnie. Ogólnie to ulokował się w Puszczy Białowieskiej : D
Po drugiej stronie Alei, również przy ulicy Częstochowskiej, taki oto napis na murze. Grunt to pomysł na nazwę : )
Przy okazji fotografowania graffiti na murze fabryki uchwytów przy ulicy Łąkowej natrafiłam za to na pewnego rodzaju relikt epoki : ) ANTYKI, ELEWACJE, MEBLE ZACHODNIE … A to wszystko w LAMUSIE. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że całość, z tymi stylowymi drzwiami włącznie, wygląda … osobliwie : )
I „smakowa” końcówka. W rzemieślniku przy ulicy Warszawskiej mieści się lokal z kuchnią indyjską. Nie byłam tam, nie jadłam i nie piłam, ale ładnie z niego pachniało, a na szyldzie reklamowym chciało się komuś nawet coś narysować. Można kiedyś spróbować!