Mamy w Białymstoku kilka takich miejsc, w których możemy poczuć się niemalże jak na wsi w centrum sporego skądinąd miasta. Do moich ulubionych wiejskich oaz w mieście od lat należą Bojary. Najwytrwalsi z Was, drodzy Czytelnicy, pamiętają zapewne moją obszerną relację ze spaceru po Bojarach z 2010 roku: tajemnicze Bojary Przypominam sobie, jak miło chodziło mi się tamtego sobotniego popołudnia po dzielnicy, zaglądało w nieznane zakamarki i robiło jedne z pierwszych zdjęć na tego bloga. W międzyczasie dużo się tam jednak zmieniło. Wtargnęły kolejne bloki, miejski magistrat pozwala na zatracenie charakteru tej jakże specyficznej części miasta i zezwala dzikim deweloperom na dalszą ekspansję. Co pewien czas lokalna prasa z radością oznajmi, że jednak powstanie tam park kulturowy, ale po paru dniach temat zanika i tak naprawdę wciąż niewiele na ten temat wiadomo. Dlatego staram się zaglądać co pewien czas na Bojary, mając nadzieję, że to jednak nie ostatnia wizyta tam w tym klimacie. Zawsze najbardziej lubiłam Bojary jesienią, kiedy po tych wąskich brukowanych ulicach szurały już liście, zmrok zapadał prędzej i spacerowało się w świetle stylowych latarni … Okazało się jednak, że Bojary wiosną również potrafią zachwycić. Pierwszego maja skorzystałam z pięknej pogody i jak setki mieszkańców miasta, wybrałam się na rowerową przejażdżkę, między innymi na Bojary. Ależ tam było przyjemnie! Cicho, zielono! Wszystko intensywnie pachniało, zarówno rośliny jak i gotowane obiady :)
Łąka na Bojarach. Kiedyś stały tu oczywiście domy …
Nowe Bojary versus stare Bojary:
Cud w mieście. Kamienica odnowiona, nie ma styropianu, ocieplona od środka, nowa jakość, klasa!