Miał być Franek. Ale nie był ;) Zamiast Łukaszówki – Maciejówka. Ale chociaż był rower ;)

W miniony weekend wybraliśmy się z Januszem do Białegostoku. Powodem tej wczesnojesiennej wizyty nie był festyn Franka na „stadionie” w Białymstoku, ale chcieliśmy skorzystać z okazji i wstąpić na Słoneczną. Niestety, nie było nam to dane. W piątek moja niezastąpiona Mama zaoferowała się z pomocą. „Kupię Wam te bilety, przechodzę przecież obok punktu Jagiellonii przy dworcu PKS”. Miało być pięknie, wyszło jak zwykle. Po południu w budce Jagi zawiesił się system i biletów nie można było zakupić. Pani potwierdziła jednak, że sprzedaż wejściówek prowadzona będzie również w sobotę. Z samego rana wsiedliśmy z Januszem na rowery i udaliśmy się w kierunku dworca. Kolejka stała do drzwi, jacyś Polacy mieszkający na stałe w UK obkupili się w gadżety drużyny. Po 20 minutach oczekiwania wreszcie coś drgnęło. Ale pani sprzedawczyni dopiero wówczas ze stoickim spokojem oznajmiła, że sprzedaż biletów jest niemożliwa. Dostępne są w jednej (tak, słownie „jednej”) kasie na stadionie. Haha. Dobre sobie. Zmarnowany czas, brak wejściówek, ogólne wkurzenie. Podjechaliśmy jeszcze na Malmeda, tam również nici z zakupu biletu, ale pan sprzedawca chociaż nie krył swojego poirytowania zachowaniem Jagiellonii i bez ogródek przyznał, że to niepoważne! Trudno się z nim nie zgodzić. Pogoda była jednak przednia. Wybraliśmy się zatem na dłuuugą wycieczkę rowerową po mieście. Od majówki (opisywanej zresztą na blogu) przybyło jeszcze kilka ścieżek rowerowych. I naprawdę bardzo fajnie się nam po Białymstoku „rowerowało”. Dotarliśmy nawet pod oddany do użytku łuk stadionu, ale zgodnie stwierdziliśmy, że żal nam czasu na oczekiwanie w kolejce po bilety na popołudniowy fest. Trudno, Franek świętował bardzo dobrze i bez nas, fotorelacja w Internecie super. A ja stadion zwiedzę kiedyś może w całości :P Niestety, sobotnie zawirowanie biletowe to niejedyne rozczarowanie minionego weekendu. W niedzielę doznaliśmy szoku w tak przecież lubianej supraskiej Łukaszówce. Pani kelnerka potraktowała nas tam w tak bezczelny sposób (nie zauważyła, że do lokalu weszły cztery osoby, nie posprzątała stolika, bo „jest dużo gości”, nie podała nam karty dań, bo „jest dużo gości i nie ma menu”). Zamurowało nas. Miało być fajnie. Było żenująco. Cóż zrobić. Pogratulowaliśmy pani umiejętności obsługi gości i pojechaliśmy do Maciejówki w Białymstoku. Jedno jest pewne – do Łukaszówki już nigdy się nie wybiorę, tym bardziej z gośćmi. Było mi zwyczajnie wstyd. Weekend upłynął nam pod znakiem roweru i kometki :) W sobotnie popołudnie zajechaliśmy jeszcze do Parku Lubomirskich. Wprawdzie to jeszcze nie jesień, a to właśnie jesienią jest tam najpiękniej, ale i tak miło było tam posiedzieć.

DSC_0272

Wieczorem byliśmy jeszcze na rynku. W drodze powrotnej strasznie żałowałam, że nie mam przy sobie aparatu. Dlatego możecie zobaczyć tylko wariację na temat (ach, ta komórka) … Ażurowa wieża kościoła św. Rocha bardzo ładnie prezentowała się na tle wieczornego nieba. Uwierzcie mi na słowo :)

DSC_0280

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s