Caro Emerald w Białymstoku!

Dokładnie tydzień temu o tej porze bawiłam się w najlepsze na koncercie Caro Emerald na dziedzińcu Pałacu Branickich w Białymstoku. Impreza miała być zakończeniem tegorocznych Dni Miasta. Wcześniej na Rynku Kościuszki grało Blue Cafe (zgrzyt …, dla mnie to absolutnie żadna gwiazda). Natomiast tydzień po nich przyjechała Caro Emerald. Muszę przyznać, że nie kojarzyłam jej po nazwisku, ale kiedy obejrzałam teledysk na stronie BOK-u, uświadomiłam sobie, że przyjeżdża do nas ktoś, kogo piosenki znam z radia, a na youtubie ma przy niektórych kawałkach ponad 5 milionów wyświetleń. Musiałam mieć zabawną minę. Pomyślałam, że pójdę. Bilety po 50 zł, spoko. Nie jestem wielką fanką akurat takiej muzyki, ale jestem fanką dobrej muzyki w ogóle, więc nie mogłam sobie odmówić. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się bardzo, że w mediach regionalnych nie ma żadnej promocji tego koncertu. Białostocka Gazeta Wyborcza zazwyczaj stoi po stronie kultury, ale tym razem nawet oni milczeli. Po koncercie pojawiły się tylko zdjęcia na GW i na stronie Kuriera Porannego. Tyle. Ale jakieś noce Kupały i inne ludowe eventy cieszą się na stronie GW sporym zainteresowaniem, promocja rozpoczyna się ze sporym wyprzedzeniem. Folk w tym akurat wydaniu mnie osobiście absolutnie nie kręci. Pewne zachowania lokalnych mediów są jednak niezrozumiałe. W samym mieście widziałam kilka plakatów na słupach ogłoszeniowych, ale podejrzewam, że wiele osób zareagowało na nie w stylu „e, nie znam”. Nie dziwię się, bez wspomagania internetu też zareagowałabym podobnie. Patronat nad koncertem objęło radio Złote Przeboje – osobiście nic mi to nie pomogło, bo nie mam chyba wystarczająco mocnych nerwów, żeby spędzać czas z tą rozgłośnią. W tym przedziale wolę Radio Vox, ale w Białymstoku go już chyba, niestety, nie ma. A, i jeszcze portal styl.pl – ok, bez komentarza ;) Idąc na koncert, miałam naprawdę spore obawy, czy nie będę stała sama pod sceną. Stałam prawie sama ;) Przed samą sceną ulokowano VIP-ów. Lokalni politycy z prezydentem Truskolaskim na czele (nie mogę też pominąć zaprzyjaźnionej delegacji z Turcji!) i ci, którzy kupili vipowskie bilety. Za krzesłami stało już trochę osób, ale ogólnie niewiele jak na jedyny koncert w Polsce. Oglądaliśmy się, ile ludzi za nami, ile na prawo, ile na lewo. Niewiele. Sporo było obcokrajowców. I trochę fanów z innych zakątków Polski. Kilkaset osób chyba jednak się uzbierało :) Koncert sam w sobie – pełna klasa. Zdjęcia można było robić podczas pierwszych trzech piosenek, więc na początku większość ludzi stała z aparatami i nie brała udziału w tym, co działo się wokół ;) Ale oczywiście znaleźli się i tacy, którzy filmiki kręcili też i później :) Caro Emerald ma naprawdę mocny głos, świetnie nawiązuje kontakt z publicznością, no i ma niesamowitą kapelę! Panowie dali radę! Zaserwowali nam mieszankę stylów muzycznych z elementami dobrego elektro, czego nikt się chyba po tym koncercie nie spodziewał. Zebrali gromkie brawa, chyba takie same jak Caro. Pogoda była dość upalna, widać było, że na scenie jest jeszcze cieplej. Muzycy ledwo żyli, ale zachowali pełen profesjonalizm :) Kiedy się ściemniło, publiczność zaczęła się odważniej bujać w takt muzyki i coraz głośniej klaskać. Nie obeszło się bez bisów. Piosenka zapowiadana jako ostatnia wcale ostatnią nie była. Caro zaprezentowała później jeden utwór, który nie został jeszcze nagrany (akustycznie), zaśpiewała piosenkę, którą w wieku jedenastu lat po raz pierwszy wykonała na scenie („Dream a Little Dream of Me”), a muzycy dali z siebie wszystko. Myślę, że jako publiczność nie zawiedliśmy, chyba naprawdę jej się podobało, skoro mimo takiego upału długo i dzielnie bisowała :) Tradycyjnie wokół Pałacu Branickich zebrali się gapie – zawsze tak mi wstyd za tych ludzi. Albo kupuje się bilet, albo nie idzie się wcale. Zrozumiem, jeżeli ktoś przechodzi przypadkiem albo koncertu chce posłuchać emeryt, którego na bilet zwyczajnie nie stać. Ale nie ludzie, którzy doskonale wiedzą, że koncert się odbywa, ale 50 zł wolą wydać na piwo. Żenada. Dziedziniec Pałacu Branickich jest naprawdę bardzo urokliwą oprawą dla koncertów, co widzieliśmy już na Pozytywnych Wibracjach. Ale jest też naprawdę ogromny. Swobodnie nadałby się na koncert jakiejś rockowej gwiazdy! Miejsce na koncert Caro Emerald wybrano dobrze i niedobrze – przyjemnie się słuchało jej muzyki na pięknie oświetlonym dziedzińcu i w świetle księżyca, ale z drugiej strony to jednak muzyka bardziej kameralna. Nie oczekuję koncertu w filharmonii, nie zrozumcie mnie źle, ale na przykład amfiteatr byłby chyba w sam raz. Ale tam tego dnia odbywał się akurat inny festiwal :) Obrodziło u nas w imprezy!

Tak mi się podobało na dziedzińcu, że nie chciało mi się stamtąd ruszać nawet po koncercie ;)

A tutaj piosenka (niestety nie cała), która wcale nie była ostatnia!

3 myśli na temat “Caro Emerald w Białymstoku!

  1. Byłam tam i ja. Razem z przyjaciółmi przyjechaliśmy 500 km, bo warto dla Caro pokonać taką podróż. Szkoda, że nie rozreklamowano tego koncertu bardziej – było absolutnie cudownie! Czekam na drugi koncert Caro – tym razem może u nas – w 3mieście :) ONA jest wspaniałą artystką!

    Polubienie

  2. 500 km robi wrażenie :) Koncert jak najbardziej na światowym poziomie! Ale możemy powiedzieć, że mieliśmy wręcz kameralne warunki :) Mam nadzieję, że poza koncertem też miło spędziliście czas! Pozdrawiam!

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s