W ramach mojej osobistej grudniowej akcji pod roboczym tytułem „alternatywny weekend” udałam się do Galerii Arsenał na trzy wystawy. Zacznę może trochę pokrętnie, bo od końca, ale nie mogę się powstrzymać. Odkąd galerii udało się pozyskać budynek Starej Elektrowni na cale wystawowe marzyłam wręcz, żeby się tam wybrać! Dla budynku (CUDO!) i wystawy – w takiej kolejności. Stara Elektrownia obecna była w mojej świadomości właściwie od zawsze. Już jako mała dziewczynka wiedziałam, że pracował tam kiedyś mój pradziadek. Poza tym uwielbiam architekturę poprzemysłową (być może w dużej mierze stąd mój dla większości niezrozumiały pociąg do Łodzi), a elektrownia jak najbardziej wpisuje się w ten nurt. Dobrze, dość tych ekskursów, wróćmy do wystawy. Najbardziej kuriozalny jest chyba dostęp do budynku. Wchodzimy od strony ulicy Świętojańskiej i maszerujemy wzdłuż drucianego płotu. Nie dostaniemy się do elektrowni od strony ulicy Branickiego, choć tak podpowiadałaby logika, ponieważ nad Białką brakuje kładki. Nie można jej też na stałe zamontować, gdyż czekamy na zagospodarowanie bulwarów nad r z e k ą. No cóż. Zatem robimy małe kółeczko i jesteśmy pod drzwiami, które są tak obdarte, stare i oklejone nalepkami, że bez większego namysłu daję im łatkę „alternatywne” :) W środku czeka nas labirynt przejść do mini-sal wystawowych. Bierzemy plan, ale plan jest tak pokręcony, że lepiej jest chyba chodzić na czuja. Mnóstwo zakamarków. Ale to tylko aranżacja do wystawy Świadome zgody – wnętrze jest jeszcze nienaruszone. Na podłodze różne rodzaje mozaiki, beton i szyny kolejowe od starej suwnicy. W głębi również podświetlone podziemia. Na RÓŻOWO! Lita cegła, specyficzny zapach w powietrzu. Jest genialnie! Nie chce się wychodzić. Wystawa szokuje i zadziwia, czasem jest obiektywnie rzecz ujmując ładna, ale rzadko. Jest głównie brzydka, straszna i obleśna. W każdym pomieszczeniu z dykty inne dźwięki. Ptaki w lesie, dziwny śpiew. Nagrania audio i video. W tym wywiady. Jakieś takie dziwne. Duża biała perła z tworzywa nasuwa mi skojarzenia z kulą z „Poszukiwaczy zaginionej arki”. Jest też neon. Piękny. W niektórych częściach podłoga z kawałków drewna ustawionych na sztorc. I punkt kulminacyjny – obleśny ludo-pso-szczur, a za nim „młode”. Kiedy ludo-pso-szczur nas zobaczy, wysuwa do nas język. Obleśny typ. Ale wyzwala w nas chęć do analizy i dyskusji. Co autor miał na myśli?! Na jednym z ekranów człowiek (chyba) ocieka jakąś żółtą masą. Też obleśny, a jakże. Wychodzę na świeże powietrze i myślę sobie – czasy są już na tyle nienormalne, że artyści widzą tę nienormalność ze zwielokrotnioną siłą. Idźcie na tę wystawę, jest czynna tylko do 15 stycznia! Nie pożałujecie! LINK DO WYSTAWY