Mama: Na osiedle Białostoczek przeprowadziłam się w wieku 15 lat, w roku 1973. Wcześniej mieszkałam wraz z rodzicami, bratem i babcią w dużym drewnianym domu z pięknym dużym ogrodem […]. Plany wybudowania w tym miejscu bloków należących dziś do Osiedla Sienkiewicza doprowadziły do wywłaszczenia całej dzielnicy. Przymusowe opuszczenie miejsca, w którym przeżyłam naprawdę cudowne lata dzieciństwa, bardzo zaważyło na moich późniejszych odczuciach co do nowej lokalizacji. Moi rodzice nie wyobrażali sobie życia w bloku i tak się złożyło, że kupili działkę pod budowę domu na terenach dawnego sadu pani XYZ od strony torów kolejowych.
Ania: W Białymstoku nigdy nie mieszkałam gdzieś indziej. Białostoczek to było i nadal jest moje osiedle, chociaż od 2005 roku mieszkam w Warszawie. Jestem jednak regularnym gościem w rodzinnym domu, wciąż utożsamiam się z tym miejscem. Przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie tak trudnej sytuacji jak zburzenie domu, który wybudował ktoś z rodziny i w którym się wychowało. Nie wiem, czy umiałabym odnaleźć się w takim położeniu. Jestem emocjonalną osobą, przywiązuję się i do ludzi, i do miejsc, dlatego niełatwe są dla mnie wszelkie rozstania. Pamiętam, jak po dziesięciu latach warszawskiego życia, wyprowadzałam się z Mirowa na prawy brzeg Wisły. Miałam łzy w oczach, ponieważ czułam, że kończy się pewien, zresztą bardzo dobry, etap życia. Było mi naprawdę smutno, chociaż Mirów, zwłaszcza dekadę temu, zdecydowanie nie był szczególnie atrakcyjną częścią Warszawy. Dziś trudno byłoby mi pewnie opuścić Grochów, który bardzo lubię przede wszystkim za zieleń i normalność, chociaż w powszechnej opinii „Grochów się budzi z przepicia”. Mieszkam w bloku, ale chyba nigdy się tego do końca nie nauczę. Na szczęście tory kolejowe mam blisko. W Warszawie, tak jak w Białymstoku, zawsze mieszkałam przy torach kolejowych. Naprawdę to lubię!
Mama: Mówiło się, że to Białostoczek, ale rdzenni mieszkańcy drewnianych domów ”po drugiej stronie” nie bardzo akceptowali takie połączenie. Murowane to nowoczesne, a Białostoczek to w dalekiej przeszłości wieś. Moja babcia, mama mojej mamy, urodziła się na ul. Białostoczek 46 w 1903 roku. Moja mama również urodziła się tam, w domu swojego dziadka, w 1929 roku. W latach 30-stych przenieśli się na ulicę Poleską. Babcia często odwiedzała swoją rodzinę na Białostoczku i zabierała mnie ze sobą. Najbardziej pamiętam okres zimowy, kiedy to otulała mnie kocem i wiozła na sankach. Niewiele natomiast pamiętam z pobytu w domu rodzinnym babci, bo byłam wtedy małą dziewczynką. Zawsze śmiałam się, że będziemy jechać ”po kocich łbach”, bo tak się wtedy nazywało brukowane ulice, a taką była właśnie ulica Białostoczek.
Ania: Mam bardzo podobne odczucia! Mieszkam na starym zielonym osiedlu, które zaplanowano z rozmysłem i które wyróżnia się na mapie Warszawy. Jest również objęte ochroną konserwatorską. Dzielnica jednak bardzo szybko się rozrasta, między Dworcem Wschodnim a szpitalem na ul. Szaserów powstają ogromne osiedla w nowym stylu, na które zaglądam czasem z ciekawości, ale z którymi już się nie identyfikuję. Wolę to moje, znane, zaufane. Ale czy na Białostoczku nie jest podobnie? Kiedyś „obowiązywał” podział na rejon SP26 i SP42 – bardzo się nie lubiliśmy, ale później, wraz z reformą edukacji, te granice naturalnie się zatarły i dziś obie szkoły nie wzbudzają już takich antagonizmów. Jednak ta najnowsza część osiedla za ulicą 1000-lecia Państwa Polskiego (Czy ktoś poza oficjalnym przekazem używa pełnej nazwy? Ja tak naprawdę zawsze mówię „ulica 1000-lecia”) też jest mi obca, zdarza się, że postrzegam ją jako osobny byt, a nie część „mojego” osiedla. Ale wątek o sankach przypomniał mi też już moje wyprawy z Tobą i Tatą do Dziadków, którzy mieszkali niedaleko ulicy Plażowej. To dość daleko od nas, a jednak ubieraliście mnie w kożuszek, opatulaliście kocem i sunęliśmy tak na drugi koniec miasta. Oczywiście w okresie mojego dzieciństwa śnieg zimą był zawsze, także sanki (mamy je do dziś!) nie miały dni wolnych. Dziękuję, że robiliście mi wtedy zdjęcia – dzięki temu łatwiej jest mi sobie pewne rzeczy przypomnieć, a może i wyobrazić, gdyż pamięć dziecka jest wybiórcza.
Mama: Nasz nowy dom graniczył z posesją pani XYZ, której to ogród przypominał trochę nasz stary ogród z dawnych lat. Teraz mieszka tam zupełnie inna rodzina i ogród również jest ”taki porządny”. Właściciele działek wydzielonych z sadu pozostawili stare drzewa owocowe na tyle, na ile było to możliwe. Nie żałujemy, bo takich odmian jabłoni, blisko stuletnich, już się nie doświadczy, a smak jabłek jest niesamowity. Zachował się też układ nasadzeń drzew, pomimo oddzielających sąsiedzkich płotów.
Ania: Pamiętam ten stary ogród! Wyglądał trochę jak ten literacki tajemniczy ogród, był gęsto porośnięty drzewami i krzewami, ale przede wszystkim pachniał mirabelkami. Ten zapach mam w pamięci do dziś, ponieważ było to bardzo powszechne na Białostoczku drzewo. Kilka dorodnych okazów rosło też w okolicy ulicy Suwalskiej, był tam taki ślepy zaułek z wysokim krawężnikiem – można było przejść pieszo, ale samochody przejazdu nie miały. Oczywiście zniknął, wraz z wieloma starymi domami. Dziś w tym miejscu przebiega wiadukt nad torami. Do dziś jednak zapach kwiatów mirabelki i najczęściej rozdeptanych owoców pod nią przenosi mnie o jakieś trzydzieści lat wstecz. A jabłonie w naszych ogrodach naprawdę rosną w widocznych rzędach. Masz rację, to widać!
Mama: Uczyłam się w II LO. Chodziłam do jednej klasy z wieloma osobami, które od zawsze mieszkały na Białostoczku właśnie w drewnianych domach. Lubiłam je odwiedzać, bo ja akurat czułam ten klimat i tęskniłam za nim. Na ulicy Sitarskiej (bliżej obecnego ronda) mieszkała koleżanka, do której wchodziło się do mieszkania przez ganek, taki z daszkiem i ławeczkami po bokach, a który był częstym elementem drewnianych domów. Do innej znowu koleżanki, na ulicy Białostoczek na terenach obecnej Stokrotki, chodziłam przez łąkę, na której pasła się krowa przywiązana łańcuchem. Łańcuch sięgał jednak do dróżki obok stodoły i naprawdę kombinowałam, jak się dalej przedostać, bo krowa była trochę agresywna (i to nie tylko moje odczucie). Na ulicy Kozłowej, tak w połowie dzisiejszej, też stał duży drewniany dom z gankiem. Tam z kolei mieszkała koleżanka mojej koleżanki, taka ”od dziecka”, którą odwiedzałyśmy razem i przesiadywałyśmy właśnie na tym ganku, co bardzo mi się podobało… Z okna mojego wówczas pokoju widziałam maleńką chatkę przy torach. Zastanawiałam się, jak w takim maleństwie można się obrócić. Została przerobiona na ohydny murowaniec, zamieszkały przez którąś już z kolei rodzinę. A miałam kiedyś taki piękny widok na łąki i na pociągi…
Ania: Drewnianych domów na Białostoczku już prawie nie pamiętam. Zostało ich tak niewiele, a jeden z najstarszych, przy ulicy Suwalskiej, pewnie niedługo się zawali. Zresztą z krajobrazu osiedla już i za mojego życia zniknęło wiele domów jednorodzinnych. Bardzo przeżywałam budowę przedłużenia ulicy Sitarskiej czyli obecnej ulicy Sopoćki. Czułam, że mój świat z dzieciństwa, w którym miałam ulubione miejsca, przechodzi do historii. Przed rozpoczęciem budowy odbyłam porządny spacer, zrobiłam dużo zdjęć i nawet czasami do nich zaglądam. To chyba najpoważniejsza zmiana na Białostoczku, której doświadczyłam już niejako na odległość, ale nadal tęsknię za tym, co odeszło. Wspominałam na początku, że jestem sentymentalna, prawda?
Mama: Na rogu Poleskiej i Sitarskiej, koło przejazdu kolejowego, rosło przez długie lata potężne drzewo. Nie pamiętam rodzaju, ale tam często umawialiśmy się na spotkania. Drzewo zostało wycięte, a żal pozostał do dziś.
Ania: Drzewa nie pamiętam. Moja generacja spotykała się dość często na naszej ulicy, a później na placach zabaw między Kozłową a Radzymińską. W czasach licealnych nie spotykałam się już ze znajomymi na Białostoczku, chociaż trochę nas w ILO było. Wtedy zaczęliśmy już umawiać się „w mieście” czyli po prostu w centrum.
Mama: Budynek na rogu Sitarskiej i Hajnowskiej należał kiedyś do szkoły dla dzieci niepełnosprawnych umysłowo. Jest on murowany, ale przy barierce szkolnej spotykała się młodzież z okolicznych domów drewnianych. Nie zawsze łatwo się tamtędy przechodziło, jeśli nie było się stąd.
Ania: Ten budynek jest bardzo charakterystyczny, dziś mieści się w nim przedszkole. Wydaje mi się, że łączy go wspólna historia z jednym z domów na Białostoczku, który szczęśliwie nie uległ zniszczeniu. Ja z kolei bardzo nie lubiłam przechodzić koło ławeczki przy wieżowcu przy Radzymińskiej 40. Niestety, była to nasza droga na przystanek przy Zagumiennej, nie zawsze był czas na przejście na drugą stronę ulicy. Dziś ławeczka stoi pusta, nikt tam nie siedzi, nie łuszczy pestek…
Mama: Może nie darzę takim sentymentem Białostoczku jak swoją dawną dzielnicę (chyba nawet ładniejszą), ale szczerze mi żal dawnej zabudowy. Drugi raz przeżywałam wewnętrzny ból, kiedy obserwowałam wyburzanie ”staroci” w miejsce płyty, betonu, asfaltu. Wiem, że dużo mieszkańców cieszyło się na nowe lokum. Może nie wszystkie domy były piękne, może ludzie nie czuli przywiązania do wspomnień, może nowe wiązało się z wygodniejszym życiem. Może, ale nie dla mnie…
Ania: Otóż to – nowe nie zawsze znaczy lepsze. Gdyby były pomysł, chęć, fundusze, wiele nieuniknionych zmian można byłoby przeprowadzić mądrzej, rozsądniej. Też należę do tej grupy, która lubi drewniane domy i nie utożsamia ich z zacofaniem. Kraje skandynawskie (bogate) czy kraje bałtyckie (niekoniecznie bogate, ale w tej kwestii jednak mentalnie bogatsze) są żywym dowodem na to, że architektura drewniana może być wkomponowana w miejski krajobraz. Tam sukcesywnie odnawiają, remontują. Zatem jest to możliwe. Ja Białostoczek automatycznie łączę z Białymstokiem – to moje osiedle, innego nie miałam, nigdy się w Białymstoku nie przeprowadzaliśmy, także nie umiem nawet powiedzieć, jak się mieszka na stałe gdzieś indziej. Kiedyś rozmawiałam z koleżanką, którą Ty kojarzysz jako „Kasię z osiedla”. Zastanawiałyśmy się, gdzie chciałybyśmy zamieszkać w Białymstoku, gdybyśmy miały możliwość wyboru lokalizacji od nowa. Po dłuższej analizie wyszło na to, że jednak na Białostoczku, ponieważ mamy tam spokój, do centrum miasta idziemy 15 minut piechotą, do lasu mamy blisko i tak naprawdę jest tutaj wszystko, czego na co dzień potrzebujemy. I kiedy dziś zadaję sobie ponownie to pytanie, potwierdzam, że Białostoczek byłby zapewne moim pierwszym wyborem. A drugim prawdopodobnie rejon ulic Pod Krzywą, Jagiellońskiej i Gdańskiej. Ale to rozważania czysto hipotetyczne.
A teraz kilka słów wyjaśnienia:
Parę lat temu poprosiłam moją Mamę o spisanie jej osobistych wspomnień związanych z osiedlem Białostoczek. Opis powstał na potrzeby projektu w Centrum Ludwika Zamenhofa, ale ostatecznie sprawa przybrała inny tor, skupiono się wówczas na przekazie mówionym. Tekst jednak pozostał i przez kilka lat zastanawiałam się, w jakiej formie podać go dalej. Uznałam bowiem, że na to zasługuje. Leżakował grzecznie na mojej skrzynce mailowej, aż dojrzałam do jego publikacji. Pomyślałam jednak, że ciekawiej będzie zredagować go w formie rozmowy Mamy z Córką. Wybrałam zatem fragmenty tekstu autorstwa mojej Mamy i dopasowałam do nich moje osobiste wspomnienia i uwagi. Sama byłam zaskoczona, jak wiele treści się pokrywa, jak często nasze przemyślenia są zbliżone, choć oczywiście przesunięte w czasie o tych kilkadziesiąt lat i dopasowane do realiów. Długo zabierałam się do tej pisanej „rozmowy”. W końcu jednak do działania zmotywowały mnie zbliżające się Święta Bożego Narodzenia – dla wielu z nas czas spotkań z najbliższymi i okazja do rozmowy. Myślę, że największe zaskoczenie towarzyszy teraz mojej Mamie, która prawdopodobnie nie spodziewała się, że przeczyta tutaj swoje własne słowa.
Odkąd sięgam pamięcią (czy też automatycznie słyszycie w tym momencie głos Edyty Bartosiewicz?), lubiłam słuchać. Lubię też mówić, czasami może i za dużo, ale równie chętnie słucham opowieści z dawnych lat. W dzieciństwie prosiłam Mamę, żeby opowiadała mi o swoich przygodach z czasów szkoły podstawowej. Pamiętam bardzo dużo, chyba nawet wszystko, o czym Mama chciała mi wtedy opowiedzieć. Dziś myślę sobie, że była z niej niezła łobuziara i że ja w porównaniu z nią byłam naprawdę grzecznym dzieckiem, chociaż oczywiście mam też coś za uszami :) A kiedy nocowałam u Dziadków, tam niedaleko ulicy Plażowej, dokąd zimą jeździłam na sankach, a później już autobusem linii numer 1, prosiłam Babcię H., żeby opowiadała mi coś o… wojnie. Babcia przekazała mi liczne historie i wspomnienia związane z wojną i życiem w Białymstoku pod okupacją. Były to obrazy zapamiętane przez małą dziewczynkę i wspomnienia z perspektywy dziecka. Wiecie, że i te wszystkie historie nadal mam w głowie? Pamiętam też doskonale okoliczności, w których Babcia mi je opowiadała. Babcia D. z kolei opowiadała mi dużo o swoim dzieciństwie, o salonie krawieckim prowadzonym przez mojego pradziadka, o swojej siostrze i o mitycznej wręcz ulicy Poleskiej. Dziś widzę wyraźnie, że świat Babci, ale i mojej Mamy dzielił się i nadal dzieli na okres ulicy Poleskiej i okres po ulicy Poleskiej. Oczywiście im starsza jestem, tym bardziej żałuję, że nie o wszystko zapytałam i dziś nie ma już nikogo, kto mógłby pewne kwestie wyjaśnić. Dlatego szczerze zachęcam Was do rozmowy z bliskimi.
Do napisania!
Ania

Piękne wspomnienia. Nie znałam i nie znam okolic o których piszesz, a urodziłam się w Białymstoku. Moje życie toczyło się w innych rejonach miasta i z ciekawością przeczytałam Wasze wspomnienia.
PolubieniePolubione przez 1 osoba