Jak już zapewne wiecie, od 2005 roku nie mieszkam w Białymstoku i cała moja blogowa przygoda rozgrywa się trochę z doskoku. Mieszkam w Warszawie, więc pewnie w mniemaniu co poniektórych zasługuję na miano „słoika”, chociaż Warszawę znam bardzo dobrze i się z nią utożsamiam, nie wyrzekając się jednak korzeni (górnolotność niezamierzona!). Uważam, że postrzeganie swojego miasta rodzinnego z dystansu prowadzi zazwyczaj do dwóch diametralnie różnych postaw: sentymentalnej oraz krytycznej. Postawę sentymentalną, prawie zawsze silnie emocjonalną i bezkrytyczną, obserwuję przede wszystkim u ludzi nieco starszych niż ja, którzy mieszkają z dala od Białegostoku i pielęgnują jego wyidealizowany obraz z czasów młodości. Postawa krytyczna z kolei wcale nie musi być postawą nacechowaną negatywnie. Wszak krytyka może być konstruktywna i wyrażana w dobrej wierze, a nie z zamiarem sprawienia przykrości. Osobiście odnajduję się właśnie po tej stronie barykady i jestem przekonana, że doświadczenia z innych miast mogą pomóc w trzeźwym spojrzeniu na własne miasto rodzinne. Nie chodzi oczywiście o krytykowanie wszystkiego, co wielu ma w zwyczaju po zachłyśnięciu się „wielkim światem”. Mam na myśli wypunktowanie tych obszarów życia codziennego w Białymstoku, które wymagają poprawy i które poprawić się da. Często przy odrobinie dobrej woli lub dzięki umiejętnie poprowadzonej polityce lokalnej.
Przedstawiam Wam moje subiektywne zestawienie i jestem ciekawa, czy ktoś z Was Czytelników ma podobne odczucia.
1. Biletomaty
Do dziś nie do końca rozumiem, dlaczego bilety miesięczne w Białymstoku z założenia są tylko na dany miesiąc kalendarzowy, a bilety 30-dniowe są od nich sporo droższe. Dlaczego zmusza się pasażerów do odwiedzania co miesiąc (lub kwartał) punktu sprzedaży biletów i stania w kolejce, bo przecież każdy chce mieć bilet na nowy miesiąc… Czy nie lepiej wprowadzić po prostu bilety 30-dniowe, które każdy mógłby kupować według potrzeb? Ale przede wszystkim należy ustawić w mieście biletomaty! Każdy mógłby kupić bilet o dowolnej porze dnia i nocy, rozładowałoby to kolejki (moja mama co miesiąc musi udać się do punktu sprzedaży biletów, którego nie ma po drodze, i odstać w nim swoje…). Powiecie, że przecież można kupić bilety przez Internet. No można, ale jest to mimo wszystko dużo bardziej upierdliwe (tak, tak!) aniżeli podejście do biletomatu i zakupienie biletu. Sami zobaczcie: Bilet przez Internet
2. Atrakcyjne place zabaw
Podczas gdy inne miasta dwoją się i troją, dopasowując infrastrukturę placów zabaw do potrzeb dzieci, młodzi białostoczanie mogą cieszyć się z placu zabaw na Plantach, który też zaczyna już trochę trącić myszką… Jest tam tłoczno, niektóre sprzęty powinno się już oddać do renowacji, a konkurencji tak jakby nie widać. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma? Szkoda, że miasto prawie 300-tysięczne nie ma naprawdę nowoczesnego placu zabaw ze sprzętami dla dzieci w różnych przedziałach wiekowych. Aż przykro to pisać, ale plac zabaw w osiedlowym parku nieopodal mojego domu w Warszawie wygląda x razy lepiej niż ten na białostockich Plantach. Place zabaw na osiedlu Białostoczek są z kolei maleńkie, składają się z huśtawki (bez koszyczka), domku, zjeżdżalni i piaskownicy. Niedawno powstał nowy plac, który nie będzie jednak ogólnodostępny (żłobek?), ale obiektywnie rzecz ujmując, wcale nie jest jakiś rewelacyjny… Przy obecnych możliwościach i zróżnicowaniu sprzętu jest to chyba głównie kwestia dobrej woli miasta lub spółdzielni mieszkaniowych, a nie kwestia kosztów. A nawet jeśli – inwestycje w rozwój dzieci powinny się zwrócić :)
3. Parki osiedlowe
Zapytałam kiedyś na osiedlowej grupie (os. Białostoczek), czego brakuje innym mieszkańcom na tym osiedlu. Tereny zielone to odpowiedź, która często się przewijała w komentarzach. Całkowicie się zgadzam. Białystok ma Planty, Park Konstytucji 3 Maja (w mojej terminologii to i tak Zwierzyniec), park na Antoniuku, zaniedbany Park Centralny, park w Dojlidach, Bulwary Jana Teologa i… No właśnie. Poza Antoniukiem i osiedlem TBS nie ma parków osiedlowych! Kiedyś śmiałam się, że na spacer po parku trzeba jechać autobusem lub samochodem, ale z perspektywy mojego obecnego miejsca zamieszkania nie jest to już takie zabawne. W Warszawie park osiedlowy mam tuż obok, a do kilku innych idę maksymalnie 15 minut. Ze smutkiem stwierdzam, że Białystok coraz mniej zasługuje na miano zielonego miasta. Wszędzie budują się nowe bloki, które zasiedlą młodzi ludzie, często młode rodziny z dziećmi. Dokąd udać się na spacer z wózkiem? Czy fajnie spaceruje się wzdłuż ulic? Dokąd chodzą na spacery mieszkańcy takich dużych osiedli jak chociażby Dziesięciny czy Słoneczny Stok? Bardzo żałuję, że zapomina się o parkach. Przecież to idealne miejsce na spacer, jogging, odpoczynek na ławce, spotkanie ze znajomymi lub chociażby grę w szachy (ukłon w stronę seniorów). Gdybym była miejskim planistą i dysponowała odpowiednimi mocami, urządziłabym park lub chociażby skwer na każdym osiedlu. Niekoniecznie przy ruchliwej ulicy jak skwer na Placu ks. Michała Sopoćki.
4. Bulwary nad Białką
Mocno nasycona zieleń, piękne i kolorowe kwiaty, pomosty, ławeczki, szum wody, kaczki. To była wyjątkowo piękna wizualizacja! Właśnie tak miały wyglądać bulwary nad rzeką Białą na jej centralnym odcinku. Miały, bo według pierwotnych planów powinniśmy się nimi cieszyć od conajmniej kilku lat. Ale chyba wciąż musimy je sobie wizualizować i czekać na cud. Spójrzcie – Białka ma potencjał. Teren za basenem przy ulicy Włókienniczej, wzdłuż Galerii Jurowiecka i przy VI LO oraz Poczcie Głównej znajduje się w ścisłym centrum miasta. To miejsce powinno stanowić odskocznię od miejskiego hałasu i pyłu. Powinno zachęcać do relaksu tak jak słynna lipa Jana Kochanowskiego – aż chce się krzyknąć Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie! Na razie Białka w centrum trochę przygnębia. Stare ławeczki i krzywe ścieżki przyciągają co najwyżej tak zwany element. Wciąż marzę, że jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie.
5. Ciekawe elementy małej architektury
Białystok na muralową stolicę Polski! Jestem za. Przy całej mojej sympatii do miasta Łodzi, które może i obiektywnie oferuje nieco więcej dobrego street artu, ale niech tam. Dziewczynka z konewką jest przecież tylko jedna! I w końcu to przed napisem Music is everything robiliśmy z mężem ku zdziwieniu gawiedzi część ślubnej sesji zdjęciowej! Jeżeli ktoś z Was nie zna dokładnie lokalizacji białostockich murali, koniecznie musi zapoznać się z mapą przygotowaną przez Białystok subiektywnie. Ok, zatem murali mi w Białymstoku nie brakuje. Chciałabym jednak więcej takiego dizajnerskiego podejścia do przestrzeni miasta. Wiecie, na przykład kolorowych schodów, napisów na schodach (tak, tak, te napisy „oszczędzaj światło” na stopniach w starych blokach były prekursorskie), kolorowych wnęk okiennych w nudnym z pozoru bloku z prefabrykatu, figurek na wzór wrocławskich krasnali (swoją drogą – gdzie są misie z projektu budżetu obywatelskiego?), podwórka na kształt lubelskiej Nibylandii albo łódzkiego Pasażu Róży. A najlepiej, żeby było to coś innowacyjnego, na czym inne miasta mogłyby się wzorować!
6. Kawiarnia Green Caffè Nero
Najwięcej uroku mają w sobie oczywiście kawiarnie niesieciówkowe, ale jest jedna sieć kawiarni, którą lubię i której jak na złość nie ma w Białymstoku. Green Caffè Nero. Niby wszystkie ich lokale są podobne, ale nie ma dwóch identycznych. Podoba mi się ich oferta, wnętrza zachęcają do wielogodzinnego przesiadywania. Tak więc nie miałabym nic przeciw ich kawiarni w Białymstoku, ale chyba jesteśmy dla nich zbyt małym miastem, ponieważ w Polsce są obecni tylko w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Także… Pogdybać zawsze można i na tym koniec :)
7. Multipleks inny niż Kino Helios
Osobiście jestem wielką miłośniczką kin studyjnych i najczęściej oglądam filmy we wnętrzach klimatycznych. Moim ulubionym kinem w Białymstoku zawsze było Kino Ton, gdzie najchętniej siedziałam w ostatnim rzędzie na dodatkowym podniesieniu i miałam pełen komfort, bo nikt mi nie zasłaniał ekranu. Nie było również ryzyka, że jakieś nieopierzone dzieciaki zrzucą na mnie coś (oczywiście w ramach „żartu”) z balkonu. Ale zdaje się, że te czasy już nie wrócą i Kino Ton nigdy nie będzie już typowym ogólnodostępnym kinem. Na niespełna 300 tysięcy mieszkańców pozostaje jedno kino studyjne (Forum) i trzy multipleksy. Niestety, wszystkie trzy należą do tej samej sieci. Fajnie, że Helios to polski kapitał, ale jednak nic nie sprzyja kosumentom tak dobrze jak zdrowa konkurencja. A tej w Białymstoku nie ma. W efekcie wszędzie jest właściwie ten sam repertuar, te same ceny, ten sam komfort oglądania. Jeżeli miałabym wskazać sieć multipleksów, której brakuje mi w Białymstoku, byłoby to Multikino. Za całokształt. W tym za jakość dźwięku i bardzo wygodne fotele.
8. Dbałość o historię, dobrze płatna praca i chyba mimo wszystko lotnisko…
A na koniec wisienka na torcie. Biłam się z myślami, czy dać upust emocjom i napisać dokładnie, co naprawdę myślę na ten temat, ale doszłam do wniosku, że większość z Was czyta przecież moje teksty nie od dziś i doskonale zna moje zdanie na temat ochrony zabytków po białostocku czy rozwoju miasta utożsamianego z zabudową deweloperską i laniem asfaltu na przeskalowane ulice. W kwestiach zawodowych trudno chyba polemizować z faktem, że Białystok to nie eldorado i raczej trudno tu o naprawdę dobrze płatną pracę. W przeciwnym razie nie wyjeżdżałoby stąd aż tylu ludzi, a Białystok nie ciągnąłby się w ogonie wszelakich statystyk. Brak lotniska chyba jednak odbije się nam czkawką. Jeszcze parę lat temu podchodziłam do tego tematu sceptycznie, ale obecnie coraz bardziej przekonuję się, że Podlasie to biała plama na lotniczej mapie Polski. I wcale nie jestem przekonana, że powtórzyłby się u nas scenariusz radomski. Także prawda jest taka: gdyby jakimś cudem ktoś zrealizował moje postulaty z punktu 8, byłabym najbardziej szczęśliwa. Ale pozostaje mi chyba wierzyć w powodzenie chociaż tych pierwszych siedmiu życzeń…
Jak w tygodniu siedem dni
Pomyśl dobrze czego chcesz
Zanim powiesz
Siedem życzeń, życzeń twych
Jak mądrości siedem bram
Czy potrafisz przez nie przejść
Będąc sobą
Siedem życzeń, siedem życzeń, siedem życzeń
Albo w bajce którą znasz
Los ci dał wielką moc, czarodziejską
Siedem życzeń wybierz sam
Nie pomoże ci w tym nikt
Co jest dobre a co złe
Rozważ w sercu
Siedem życzeń
Siedem życzeń
Siedem życzeń
Siedem życzeń
Jak magicznych siedem liczb
Nie uciekniesz choćbyś chciał
Przed wyborem
Siedem życzeń, życzeń twych
Jak mądrości siedem bram
Czy potrafisz przez nie przejść
Będąc sobą
Jak to się stało, że dopiero trafiłam tutaj – nie wiem, ale będę zaglądać. Też mieszkam w Warszawie i odwiedzam często Białystok:) Przeczytałam wpis i to bardzo ciekawe, co piszesz. Jak sama wiesz, jestem miłośniczką placów zabaw i mam kilka w Białymstoku, które uwielbiam: place zabaw na plaży w Dojlidach, na węglówce, plac zabaw na Jaroszówce. Wiem, że jest w planach wodny plac zabaw:) A widziałaś, że w Białymstoku powstaje Epi-Centrum Nauki (coś jak warszawski Kopernik) – otwarcie już jesienią
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Miło mi :) Ja zaglądam na Twoją stronę, namówiła mnie do tego koleżanka z Torunia, która czyta Cię już od kilku ładnych lat :)
Ja jestem dopiero na etapie odkrywania Białegostoku w wersji dla dzieci i przyznam szczerze, że z tej perspektywy miasto wygląda zupełnie inaczej… Plac zabaw w Dojlidach jest fajny, na Węglówce byłam ostatnio kilka lat temu, więc zakładam, że sporo się tam w międzyczasie zmieniło na korzyść. A o wodnym placu zabaw jeszcze nie słyszałam, ale brzmi super! Z kolei info o Epi-Centrum już do mnie dotarło, nawet ta koleżanka z Torunia mnie o tym poinformowała :) Mam nadzieję, że Białystok będzie stawał się coraz bardziej atrakcyjny dla maluchów. Pozdrawiam!
PolubieniePolubienie