Bilety na „empeki” ;)

Niemalże cały wczorajszy dzień spędziłam na przeglądaniu papierów w moim pokoju. Stwierdziłam, że chyba najwyższa pora definitywnie pozbyć się mało wartościowych starych notatek, obrazków i kartkówek, które w teczkach i pudełkach gromadziłam od czasów szkoły podstawowej. Udało mi się nieco odgruzować pokój, ale jestem dopiero w połowie drogi, ponieważ przede mną dalsze przekopywanie się przez zbiory z dzieciństwa. Sama nie byłam świadoma, ile skarbów sentymentalnych odnajdę. Natknęłam się oczywiście na „Złote myśli” z podstawówki, gazetki szkolne z SP26, do których nawet czasem coś pisałam, zalążek mojej powieści dla dzieci, którą zaczęłam pisać jako dziecko… I na całe pudełko biletów komunikacji miejskiej z różnych miast. Zbiór białostocki był oczywiście najobszerniejszy, dzięki czemu mogę i Wam pokazać kilka wzorów biletów komunikacji miejskiej w naszym mieście. Pamiętacie te naklejki na szybie kabiny kierowcy, które miały zachęcić do kupowania biletów miesięcznych? To było coś w ten deseń: „Czy skasowałeś już bilet? Tak. A czy on skasował już bilet? On nie musi, on ma bilet miesięczny”. Jeżeli ktoś z Was pamięta dokładnie tekst umieszczony na naklejkach, bardzo proszę o wpis w komentarzu :) Pamiętam, że bilety miesięczne zaczęłam kupować regularnie od czasu rozpoczęcia nauki w liceum, chociaż najczęściej i tak chodziłam do szkoły piechotą. Koniec i początek miesiąca oznaczał stanie w długich kolejkach w punktach sprzedaży biletów. Pierwsze bilety długookresowe były na okaziciela, później na odwrocie pojawiła się naklejka z miejscem na wpisanie adresu. Wszystko laminowano i bilet służył nam przez miesiąc. Bez klikania ;) Przyznam szczerze, że nie do końca podoba mi się dzisiejsze rozwiązanie BKM – dlaczego tak uparcie trzymają się tych biletów miesięcznych, zamiast wprowadzić wyłącznie takie na 30 lub 90 dni? Dlaczego bilety kupowane na przykład od 5. dnia miesiąca na okres 30 dni są nieco droższe niż te kupowane na cały miesiąc? Nie podoba mi się to rozwiązanie, ponieważ wciąż generuje to kolejki w punktach sprzedaży. W Białymstoku jeżdżę autobusami sporadycznie, dlatego najczęściej kupuję bilet dobowy lub ładuję sobie moją kartę na okaziciela, którą zakupiłam kiedyś za 5 zł ;) Moja opinia na temat obecnego systemu bierze się zatem w głównej mierze z obserwacji i relacji mojej mamy, która regularnie korzysta z autobusów miejskich w Białymstoku. Moje wspomnienia skupiają się jednak przede wszystkim na dawnych latach i kartonikowych biletach, których kilka wzorów znajdziecie poniżej:

IMG_6802

Bilety jednorazowe to osobna historia. Chyba do dziś najbardziej mam w pamięci te w delikatną krateczkę :) Bardzo nie podobały mi się z kolei te, które znajdują się po prawej stronie zdjęcia – czcionka a la Comic Sans na biletach komunikacji miejskiej to nieporozumienie.

IMG_6803

Dość długo obowiązywały w Białymstoku kasowniki dziurkowe. W innych miastach wkładało się bilet do kasownika, a u nas tradycyjnie zamiast wydruku daty i godziny, trzeba było docisnąć kasownik, żeby na bilecie pojawił się obowiązujący w danym autobusie układ dziurek. Zaleta? Można było kasować kilka biletów jednocześnie, co sprawdzało się na przykład podczas szkolnych wycieczek autobusem do miasta ;)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s