W aeroklubie spodobało mi się od razu. Było to już dawno temu, kiedy to wraz z przedszkolną grupą pojechaliśmy tam na całodzienny piknik. Wyprawę pamiętam do dziś. Mam nawet zdjęcie zrobione w ogrodzie, na którym widać moją radość ze zbliżającej się wycieczki. Stoję uczesana w kucyki, w ręku dzierżę torbę z kocykiem i z jedzeniem… Takie rzeczy pamięta się do końca życia :) Od czasu przypadkowej wyprawy po latach, o czym pisałam już w notatce Niedziela w Aeroklubie, chętnie jeżdżę tam rowerem (zarówno od strony ulicy Ciołkowskiego, jak również od strony ulicy Mickiewicza). Lubię panującą tam ciszę, którą czasem przerwie ryk startującego helikoptera. Zazwyczaj jest jednak tak cicho, że słychać puszczane nieco w oddali latawce. W sezonie fajnie jest popatrzeć na pasjonatów lotnictwa, pooglądać szybowce stojąc w progu hangaru lub popatrzeć na nie w akcji. Sezon 2016 uważam za rozpoczęty. Byłam na Krywalnach w Wielkanoc :)