Mam pewien utarty już zwyczaj, który praktykuję od lat. Przed każdym nieco dłuższym wyjazdem do Białegostoku sprawdzam, co aktualnie piszczy w białostockiej kulturze i staram się w każdą wizytę wkomponować przynajmniej jedno wydarzenie kulturalne. Oferta kulturalna w Białymstoku nie należy na pewno do bardzo bogatych, co też wychodzi na jaw przy okazji wszelakich rankingów miast polskich, którym wprawdzie niespecjalnie ufam, jednak w tej kwestii ich słuszności podważać nie będę. W Białymstoku kultury przez duże „K” trzeba się naszukać, co nie oznacza jednak, że w ogóle jej nie ma. Jest niezbyt bogata, czasem ukryta i dlatego trzeba jej pokazać, że odzew wśród mieszkańców jest!
Wymieniłyśmy ostatnio z Kamilą opinie na temat frekwencji podczas festiwalu filmowego „Sputnik nad Polską”, która ponownie już w Białymstoku zasmuca. Przyznam się Wam, że w Warszawie naprawdę rzadko chodzę do multipleksów, ponieważ nie jestem aż tak mocno zorientowana na kasowe hity. Szukam raczej ciekawych filmów w kinach studyjnych i rokrocznie wyczekuję cyklicznych imprez filmowych takich jak Wiosna Filmów, Tydzień Kina Hiszpańskiego czy też właśnie wspomniany już przegląd kina rosyjskiego lub filmów z Dalekiego Wschodu. O bilety na te festiwale naprawdę trzeba odpowiednio szybko zabiegać, ponieważ rozchodzą się jak świeże bułeczki. W Białymstoku natomiast pojawia się na widowni nieliczna garstka widzów (chwała im za to, że są!). Podobne wieści dotarły do mnie po ubiegłorocznej edycji Wiosny Filmów w Białymstoku. Tłumów, ba, nawet solidnie zapełnionej połowy sali kinowej raczej nie było widać… Zastanawia mnie to niezmiennie, dlaczego tak się właściwie dzieje. Przecież w Białymstoku jest tylu studentów, mnóstwo młodych ludzi, którzy oprócz balang i spotkań przy piwie muszą mieć jakieś zainteresowania! Czy to oznacza, że w naszym mieście powodzeniem cieszą się filmy wyświetlane w multipleksach? Czy ludzie po prostu nie chcą chodzić do kina? Bilety nie są w wygórowanych cenach, można skoczyć raz na piwo, raz na film… Ale jakoś wzięcia brak. Kolejna edycja popularnego w Polsce festiwalu przeszła zatem bez echa. Sputnik niet?
Kamila opowiedziała mi również o swoich wrażeniach z Halfway Festival, który już od kilku lat odbywa się w amfiteatrze przy OiFP. Nigdy nie brałam w nim udziału, ponieważ ostatni weekend czerwca zawsze mam zarezerwowany na inne, że tak powiem „nieruszalne”, zobowiązania i nie mogę dotrzeć na koncerty. Ale gdybym była na miejscu, na pewno nie zabrakłoby mnie również i tam. W końcu wychowałam się na przeróżnej muzyce i do dziś potrafię zadziwić Janusza odpalonymi z potrzeby chwili dźwiękami muzyki świata czy alternatywnej. Kamila obserwowała bacznie publiczność i wysnuła wnioski, że większość słuchaczy to ludzie spoza Białegostoku (ponownie: chwała im za to, że są i że przyjeżdżają do Białegostoku!). Dlaczego jednak takie ciekawe muzyczne przedsięwzięcie nie ma u nas wzięcia?
Naprawdę bardzo smucą mnie takie doniesienia, dlatego też robię co mogę, aby pokazać twórcom kultury w Białymstoku, że ludzie ich chcą i potrzebują. Sztukę wliczam w kulturę. A co! Podzielę się z Wami moimi upodobaniami.
- Na pierwszy ogień idzie BTL. Czy grają coś dobrego? A raczej – czy grają coś NOWEGO, czego jeszcze nie widziałam? Jeśli termin przedstawienia nie pasuje mi, rezerwuję bilety dla moich Rodziców. Oni do BTL zawsze chętnie!
- Drugi adres to Teatr Dramatyczny, choć zaliczam się do tych osób, którym zachodzące w nim od kilku lat zmiany aż tak do gustu nie przypadły. Jednak teatr to teatr, zawsze mogą wystawiać coś, co przykuje moją uwagę lub sięgnąć do swojej klasyki.
- OiFP. Lubię muzykę klasyczną, lubię też salę filharmonii przy Podleśnej. Nowy budynek lubię nieco mniej, jednak nie wylewam na niego pomyj w Internecie. Mówią, że mnóstwo osób na widowni ma bilety z zakładu pracy. My zawsze kupujemy tradycyjnie (pomyśli ktoś: „ot, jelenie”), jednak jest to nasz wkład w kulturę, jakby na to nie patrzeć. Full stop.
- Galeria Arsenał. Przeżyłam tam już różne dziwne wystawy, które nie zawsze zrozumiałam. Jednak od lat jestem pełna podziwu, że ta instytucja tak prężnia działa w naszym mieście. Poza tym uwielbiam oba ich budynki :) Zatem mogę sobie na nie popatrzeć lub zwyczajnie pobyć w nich, jeśli okaże się, że nie zrozumiałam, co autor miał na myśli.
- CLZ. Zdarzyło się już, że byłyśmy tam z Mamą jedynymi odwiedzającymi i specjalnie dla nas włączali oświetlenie na wystawie… Przedziwne uczucie, mieszkanka zażenowania i smutku. Z drugiej strony jednak poczucie, że robimy coś pożytecznego. Zaglądajcie na ich stronę, mają ciekawe wystawy zdjęć czy projekty. I ekspozycję stałą „Białystok młodego Zamenhofa” też raz w życiu zobaczyć można. Nie jest rewelacyjna, ale nie wynudziłam się, spokojnie :)
- Galeria Sleńdzińskich. Wspominam ją zawsze bardzo ciepło, ponieważ jako dziecko uczęszczałam do nich na zajęcia plastyczne. W ogóle lubiłam malować, także Rodzice posyłali mnie również na zajęcia plastyczne do klubu osiedlowego Miraż przy ulicy Kozłowej. Pewne zasady dotyczące kompozycji obrazu, które pani wpajała nam niestrudzenie, pozostały w mojej głowie do dziś. Wróćmy jednak do wystaw. Zdaję sobie sprawę, że kierownictwo galerii u niektórych białostoczan popadło w niełaskę (vide Mała Czarna). Abstrahując jednak od kwestii personalnych, warto sprawdzać ich ofertę. Przynajmniej raz wypada się również pojawić w siedzibie przy ulicy Waryńskiego, natomiast podczas weekendowego spaceru po Rynku Kościuszki zajrzeć na Legionową.
- Muzeum Podlaskie z przyległościami. To nie tylko muzeum w ratuszu, ale i kilka innych placówek w Białymstoku oraz w sąsiednich miastach. W siedzibie w ratuszu obejrzyjcie po prostu obrazy, wśród nich jednak i kilka perełek. A w sali na poziomie -1 czasowe wystawy. Śledzę ich działania i korzystam z ciekawych propozycji.
- BOK. Kopalnia pomysłów. Spotkania kameralne, koncerty. I wspomniane filmy. Ich stronę www po prostu trzeba dodać do zakładek!
Białystok nie ma problemu wielkich miast, w których oferta kulturalna jest tak bogata, że trudno jest zapamiętać, co i gdzie się odbywa. Białystok ma problem innego rodzaju – oferta nie jest tak bogata jak w wielu miastach podobnej wielkości. Ludzie lubią narzekać, że nic się nie dzieje w tej naszej białostockiej kulturze. Jednak ilu z nich faktycznie zadało sobie trud i sprawdziło, co oferują te, nieliczne wprawdzie, instytucje kulturalne w Białymstoku?
Wiosna coraz bliżej. Polecam Was zastosowanie choć raz mojej taktyki „weekend dla kultury”, którą z powodzeniem wcielamy od lat w życie. Zróbcie sobie listę miejsc/wystaw, które chcielibyście/w sumie moglibyście zobaczyć. A może są wśród Was i tacy, którzy żyją w Białymstoku od urodzenia, ale jeszcze nigdy nie byli w ratuszu lub w budynku EC I? Wizyta na wystawie umożliwi Wam dostanie się do wnętrza! Zachęcam Was do regularnego śledzenia oferty kulturalnej białostockich placówek. Jeśli nie wystawa, to może teatr? W Białymstoku bilety do BTL są w przyjemnych cenach!
Jest jednak i takie zjawisko, które cieszy niezmiernie. Dużo ludzi na koncertach w Zmianie Klimatu! Jeszcze parę lat, a będzie ze Zmiany konkurencja dla stołecznej Stodoły ;)
Na koniec zachęcę Was jeszcze do dyskusji. Czego brakuje Wam w białostockiej ofercie kulturalnej najbardziej? Co najzwyczajniej w świecie powinno w naszym mieście po prostu być?
Jeszcze jeden minus kultury białostockiej, jeśli nic się nie dzieje, to nic się nie dzieje, jeśli już są jakieś wydarzenia, to bardzo często na siebie zachodzą, więc trzeba pomiędzy nimi wybierać, a potem znowu okres posuchy.
PolubieniePolubienie