Tak ciepłych Świąt Bożego Narodzenia chyba nie pamiętam :) Śnieg towarzyszył nam w ostatnich latach wprawdzie coraz rzadziej, ale dla równowagi zazwyczaj siąpił deszcz i pogoda nie zachęcała do wychodzenia z domu. W tym roku to jednak zupełnie inna historia! Pewnie odbije się to na nas jeszcze nie raz, będziemy narzekać na śnieg w marcu i chłodną wiosnę, ale póki co cieszę się chwilą i już nastawiam się na kolejny spacer jutro! W związku z różnymi wydarzeniami z ostatnich miesięcy reprezentuję w tym roku podejście zbliżone do „Grinch – świąt nie będzie”. Mam nadzieję, że za rok wrócę do nastrojów znanych z amerykańskich piosenek świątecznych i znowu będę się cieszyła na Boże Narodzenie. Trzymajcie kciuki ;)
Korzystając z wyjątkowo pięknej, niemalże wiosennej pogody, poszliśmy dziś z Rodzicami na długi świąteczny spacer. Mówię Wam – to naprawdę świetna sprawa! W przyszłym roku tylko śnieżyca lub ulewa zatrzyma mnie w domu! Polecam świąteczne spacerowanie! Naprawdę dużo ludzi wyszło do parku, do zoo i oczywiście na Rynek.
Trawa zielona niczym na wiosnę!
Biała wylała ;) A kaczki są dosłownie wszędzie!
Ochrona nieobecna, więc można pochodzić po fontannie ;)
W stawie „Serduszko” też sporo kaczych przyjaciół ;)
Niebo błękitne niczym latem w Lizbonie ;)
W zoo najwięcej sympatii zaskarbił sobie tradycyjnie miś Grześ. Jola jak zwykle chodziła w oddali po drugiej stronie wybiegu. Polski wilk z Poczopka dogadał się już chyba z kumplami spod Berlina ;) Widzicie, ja zawsze uważałam, że warto znać język niemiecki! Udało się nam też spotkać sympatyczną wiewiórkę, która wcinała żołędzie. W karmnikach sporo ptaków. Kawelin jak zwykle niewzruszony, w parku mnóstwo ludzi na spacerach z psami. A na Rynku zagubiony pluszowy przyjaciel. Pewnie jakaś dziewczynka przepłakała całe popołudnie …
Nie zabrakło też rowerzystów (akurat na tej ścieżce nie ma żadnego, ale proszę na mnie nie krzyczeć – po prostu bardzo ją lubię). W sumie, gdyby się odpowiednio ubrać, można by było pojeździć na rowerze w Boże Narodzenie :) Ja już nie mogę doczekać się wiosny, kiedy znowu będę mogła bić kolejne rekordy na białostockich ścieżkach rowerowych!
Kiedy jestem w Zwierzyńcu, nachodzi mnie chęć do uprawiania sportu. Zazwyczaj znika zaraz po jego opuszczeniu …
A u Branickich i na Rynku bez zmian …
Po południu byliśmy jeszcze w Parku Lubomirskich. Tam najładniej jest wprawdzie jesienią, ale i tak chciało się nam tam pojechać. Wnioski: są kaczki ;) A pałacyk powoli zaczyna popadać w ruinę :(