Dziś dla odmiany nie Białystok :)
Wczoraj dostałam wydanie austriackiego „Der Standard” z 26.06.2012 roku i już z pierwszej strony spojrzał na mnie ktoś znajomy :) Na stronie 8 znajdziemy obszerny artykuł o Białowieży. Oczywiście nie dowiemy się raczej niczego nowego (mam na myśli nas, ludzi z Podlasia :D), ale przeciętny Austriak, który pewnie nawet nie wiedział o istnieniu tej puszczy, ma wreszcie szansę zlokalizować ją na mapie ;) Jestem też pozytywnie zaskoczona, że wyraz „Białowieża” zapisano z polskimi znakami diakrytycznymi – to naprawdę rzadkość w niemieckojęzycznej prasie (a może powinnam napisać po prostu „zagranicznej”?). Wszystkich znających język niemiecki zachęcam mimo wszystko do lektury – dobrze wiedzieć, jak promują nasz region nad Dunajem :) Zastanawia mnie jednak ta nostalgia za carem Mikołajem … Tutaj dziennikarkę poniosła chyba fantazja, a może dał o sobie znać zwyczajny brak znajomości tutejszych realiów, bo chyba ciężko wspominać ten czas z rozrzewnieniem …
Przy okazji nasuwa mi się jednak na myśl szersza kwestia, mianowicie zmiany, które w ostatnich latach zaszły w Białowieży. Chyba większość białostoczan była tam przynajmniej raz, a spora część odwiedzała żubry wielokrotnie. Taka specyfika miejsca zamieszkania. I pewnie pamiętacie, jak wyglądała Białowieża kiedyś, a jak wygląda teraz. Mnie osobiście najbardziej cieszy przebudowa muzeum przyrodniczego – swobodnie można się nim pochwalić, ale wiele zależy od przewodnika. Zwiedzanie na własną rękę jednak odpada. Z wieży widokowej można rzucić blick na puszczę, zawsze to jakaś atrakcja. Odrestaurowano dawny dworzec kolejowy (o tym między innymi w artykule), który to prezentuje się pięknie. Ale tutaj muszę zadać sobie pytanie: czy poszłabym do tej restauracji, żeby „poczuć Białowieżę”? Odpowiedź brzmi: zrobiłabym zdjęcie z zewnątrz i poszła poznawać prawdziwą Białowieżę :) Myślę, że tego rodzaju atrakcje (zresztą jak i cały hotel Żubrówka) nastawione są na tzw. turystę wielkomiejskiego, który przyjeżdża do Białowieży na małe tet a tet z dziewiczą przyrodą. I taki turysta zatrzyma się w hotelu, pójdzie zjeść do „Białowieży Towarowej”, obejrzy zwierzęta w rezerwacie żubrów, kupi żubrówkę i uradowany pojedzie do domu. Ale prawdziwej Białowieży raczej nie pozna. Ostatni raz w Białowieży byłam chyba 5 lat temu. I przyznam szczerze, że boję się tam jechać ponownie. Mam swoje wspomnienia z wcześniejszych lat, są to wspomnienia dobre i nie chcę ich psuć. Z jednej strony miejscowość zarabia, z drugiej strony straciła już wiele ze swojego dawnego, prawdziwie swojskiego charakteru. W mediach wspomina się od czasu do czasu o planach powiększenia Białowieskiego Parku Narodowego. I zawsze stawia się w złym świetle mieszkańców gminy, którzy nie doceniają tego, co mają na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba być jednak prorokiem, żeby stwierdzić, że nie kieruje nimi brak miłości do przyrody, a raczej strach o źródło własnego utrzymania. Ja jestem jak najbardziej za powiększeniem obszaru chronionego, ale pod warunkiem zapewnienia lokalnej ludności innej formy zarabiania na chleb. A do tego jakoś już nie ma chętnych i kampanii społecznych Greenpeace.