W sobotę na stronie regionalnej Gazety Wyborczej pojawił się ciekawy artykuł o designie w białostockiej przestrzeni publicznej. Czyli właściwie o tym, czego u nas nie ma zbyt wiele. „Młoda zdolna kreatywna” chciałaby wprowadzić do miasta trochę sztuki, a konkretnie w postaci luzackich foteli miejskich. Miałaby to być czasowa atrakcja na przykład w trakcie wakacji. Jestem jak najbardziej za tego rodzaju akcjami. W Białymstoku faktycznie niewiele jest obiektów, które czyniłyby przestrzeń publiczną ciekawszą. Swego czasu próbowano lansować wizję Tarasewicza, który planował ustawienie na Rynku Kościuszki „łuku triumfalnego” z kolorowych kwadracików z logo województwa. O ile do samego projektu nie miałam aż tak dużych zarzutów jak większość mieszkańców wypowiadających się na różnego rodzaju forach, o tyle niekoniecznie przypadła mi do gustu idea „wpychania” wszystkich obiektów na Rynek. Widziałabym ten łuk w sąsiedztwie Opery, w nowoczesnym otoczeniu, a nie przed delikatesami na Suraskiej. Poniżej zamieszczam wizualizację ze strony GW. Projekt nie powstanie. A Tarasewicz zrobił w międzyczasie instalację w Kielcach. O wiele lepszą od tej proponowanej u nas. To dziwne, bo „u siebie” powinno się przecież przykładać najbardziej …
Co do foteli Marzeny Rusiłowicz nie mam żadnych obiekcji. Gdyby zostały wykonane z porządnych materiałów i były odporne na deszcz, słońce itd., mogłyby stać się latem dodatkową atrakcją i skupić ludzi. Latem na Rynku jest dość gwarno, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby fotele uświetniały jakieś kulturalne eventy w innych częściach miasta, a co za tym idzie, skupiały ludzi w innych, nie zawsze tylko centralnych, miejscach. Tutaj znajdziecie cały artykuł i zdjęcia foteli: Luzak w Białymstoku, czyli designerski fotel miejski
Moim niedoścignionym z polskiej perspektywy ideałem siedzisk w przestrzeni publicznej są fotelo-leżanki z dziedzińca wiedeńskiego MuseumsQuartier, na którym życie kwitnie zawsze i trudno upolować wolny obiekt … Patrzę tak na te zdjęcia i dochodzę do wniosku, że znowu (który to już raz?!) zaczynam odczuwać „wien-weh” …