Jeżeli zaglądacie do mnie regularnie albo mnie znacie, wiecie już kilka istotnych rzeczy. Jeżeli jednak trafiliście tu po raz pierwszy lub czytacie mnie wyrywkowo, możecie zacząć od krótkiego, ale istotnego podsumowania w kontekście tego wpisu. Uporządkujmy zatem fakty i opinie:
- Nie mam żadnych powiązań z Suwałkami. Cała najbliższa rodzina pochodzi z Białegostoku, silną reprezentację rodzinną mamy też w Łodzi.
- Od dziecka jeżdżę na Suwalszczyznę i naprawdę lubię Suwałki. Zawsze spędzam tam miło czas, serwują tam smaczną kawę i pyszne jedzenie. Podoba mi się klimat tego miasta. Czuję tam bliskość krajów bałtyckich (zawsze to też tych kilkaset kilometrów bliżej do Finlandii!), a to są zdecydowanie moje klimaty.
- Suwałki mogą pochwalić się jednym z najciekawiej zaaranżowanych muzeów w Polsce, o którym pisałam tutaj i tutaj.
- Jeżeli mam okazję zajrzeć do Suwałk lub zrobić tam przystanek w podróży na Północ, robię to.
- Śmieszą mnie mądrości w stylu „Mieszkam na południu kraju, bliżej mam w Alpy niż na Suwalszczyznę, więc zawsze jest mi tam nie po drodze” i inne podobne opowieści z mchu i paproci. Nie lubię demonizowania odległości. Jeżeli jakieś miejsce jest oddalone, planuję po prostu więcej czasu na podróż i jadę tam (vivat Szczecin!), zamiast wypisywać nic nie wnoszące komentarze w tonie „Jak to daleko!” Zwróćcie uwagę, że jakoś nikt nie narzeka, że Bieszczady leżą na końcu świata, ale Suwalszczyzna urasta do rangi bieguna północnego. Jakby dalej nie było już nic!
- Daję szansę mniejszym miastom, odwiedzam lokalne muzea i placówki kulturalne, no i zawsze obiecuję sobie, że nie będę się wdawać w rozmowy z kustoszami i po prostu przyjdę, zwiedzę i wyjdę. Nigdy mi to nie wychodzi.
- Mam szalik Jagiellonii Białystok, ale cieszą mnie sukcesy Wigier Suwałki czy Ślepsk Malow Suwałki. Lokalny i regionalny patriotyzm for life!
- Mój Tata śmieje się, że powinnam wystąpić o honorowe obywatelstwo Suwałk. Śmieję się razem z nim :)
Ostatnią słoneczną sobotę listopada spędziliśmy w Suwałkach. Byliśmy w Muzeum im. Marii Konopnickiej, ale oprócz dawki kultury poszwendaliśmy się trochę po mieście. Na szczęście dla mojego portfela, suwalskie Centrum Informacji Turystycznej poza sezonem nie działa w weekendy. To jedna z najlepiej prowadzonych placówek w województwie. Bogata oferta produktów w sklepiku to jedno, ale fachowa obsługa i konkretne wskazówki ze strony pracowników są istotniejsze. Miejcie to na uwadze!
Z Warszawy wyjechaliśmy z samego rana i chwilę po godzinie 10:00 zaparkowaliśmy przed Suwalskim Ośrodkiem Kultury. Chciałam zobaczyć na żywo Suwalską Galerię Krasnoludków ze zbiorów Joanny Sztelmer-Stabińskiej. Galeria brzmi dumnie, ale to tak naprawdę kilka szklanych gablotek ustawionych w otwartej przestrzeni ośrodka. Krasnoludków jest dużo i przy okazji, podkreślam: przy okazji, można je za darmo obejrzeć. Na ścianach SOK-u wyeksponowano również bardziej lub mniej udane instalacje oraz obrazy. Jest też kącik wędrującej książki. A przed budynkiem ustawiono kamienne rzeźby. Nawet jeśli jeździcie do Suwałk w celach kąpielowych (aquapark znajduje się tuż obok), możecie tam zajrzeć. Po zapoznaniu się z ofertą programową placówki odnoszę wrażenie, że dzieje się tam sporo. Lokalne sceny artystyczne też mają ciekawe pomysły, a w obecnych czasach wielkie nazwiska nie zawsze są już gwarantem jakości. Wniosek? Czy w Suwałkach, czy w Białymstoku, czy na warszawskim Grochowie sprawdzam program wydarzeń kulturalnych. Kto chce coś znaleźć, ten znajdzie. Najgorsze jest narzekanie i czekanie na gwiazdkę z nieba.





















Nieopodal siedziby Suwalskiego Ośrodka Kultury znajduje się zespół koszar przy ulicy Pułaskiego. To kompleks spójnych zabudowań z żółtej cegły, które pełnią dziś także funkcje mieszkalne. Wśród starych budynków pojawiły się też nowe bloki, ale umiejętnie wkomponowane w otoczenie. Działa tam również Hotel Loft 1898. Koszary powstały dokładnie w 1898 roku, stąd ta data w nazwie. Po odzyskaniu niepodległości w koszarach przebywał 2 Pułk Ułanów Grochowskich im. gen. Józefa Dwernickiego.





Na stronie Pogodne Suwałki znajdziecie też proponowany szlak po wojskowych Suwałkach. Każdy, kto wjeżdża do miasta od strony Augustowa, mija zabudowania wojskowe, ale takich kompleksów koszarowych jest tam znacznie więcej. To ciekawy pomysł na wycieczkę.
Jak zawsze, zajrzeliśmy też do Sugar na kawę i coś słodkiego. Po prostu lubię ten lokal, podoba mi się jego wystrój, smakuje mi ich americano, które jest mocne i gęste, a nie rozwodnione jak w większości kawiarni. Wypieki zawsze są pyszne, no i trudno powstrzymać się przed zakupem pieczywa na wynos. Jest takie dobre… Nie wiem, jak smakują ich kawy z mlekiem, ponieważ takich w ogóle nie pijam, ale wypita tam czarna kawa poprawia mi humor. Tak już mam – jeśli lubię jakieś miejsca i jestem do nich przekonana, regularnie do nich zaglądam (lokalny patriotyzm gospodarczy!).

Kinkiety kojarzą mi się z logo Muzeum Azji i Pacyfiku, czyli moją ulubioną placówką muzealną w Warszawie. Oprócz ciekawej wystawy stałej i licznych wydarzeń mają też jeden z najlepiej zaopatrzonych sklepików muzealnych w stolicy.

Przez Suwałki przepływa Czarna Hańcza, jedna z najbardziej charakternych rzek w regionie. Przypomina mi Szeszupę. Jej nurt jest szybki, woda czysta. To ważna rzeka na Suwalszczyźnie. Na dość długim odcinku Czarnej Hańczy zaaranżowano bulwary czyli coś, czego Białystok do dziś nie umie wcielić w życie. To fajne miejsce na spacery. Można tam uprawiać sport, zajrzeć do galerii sztuki w Starej Łaźni, posiedzieć w kawiarni, karmić kaczki (są automaty z jedzeniem dla ptaków, warto mieć 2 zł w kieszeni!). Latem na centralnym odcinku bulwarów bywa gorąco, ponieważ drzewa jeszcze nie urosły i brakuje tam cienia. Ale w listopadzie nikt z nas nie narzekał na słońce. Nad rzeką poprowadzono mostki i kładki (ta najnowsza spotkała się ze sporą krytyką, ale i tak prezentuje się lepiej niż betonowa kładka pieszo-rowerowa nad Białką, po której z powodzeniem przejechałby pewnie wóz opancerzony).







Nieopodal możemy dostrzec pozostałości po zabudowaniach dawnego browaru. To musiał być piękny budynek…


Spokojna atmosfera panowała w Parku Konstytucji 3 Maja. W najmniejszej i w pełni darmowej galerii obrazów zawsze można zobaczyć coś nowego. Sztuka w przestrzeni publicznej jest ważna!




Wciąż niewykorzystany potencjał ma Zespół Cmentarzy Siedmiu Wyznań – unikat na skalę krajową. Obok największego cmentarza rzymskokatolickiego sąsiadują tam ze sobą nekropolie ewangelickie (luterańska i kalwińska), prawosławna, staroobrzędowców, żydowska oraz muzułmańska. Brakuje jednak przejrzystego oznakowania i informacji, które części cmentarza są otwarte, gdzie znajdują się furtki itd. Jest nad czym pracować, ponieważ osoba postronna nie wie, jak się po tych cmentarzach poruszać.

Pod koniec listopada dość wcześnie zapada zmrok. Tym bardziej na północnym-wschodzie Polski. Nasz dzień w Suwałkach powoli dobiegał końca, ale przecież nie można stamtąd wyjechać bez solidnego obiadu. Kuchnia u Alika to miejsce numer jeden, chociaż w sezonie rzadko tam zaglądamy – jest tłoczno, często trzeba czekać na stolik. Ale teraz, jesienią, jedzenie u Alika to czysta przyjemność. W środku panuje wręcz familiarna atmosfera, można porozmawiać z kelnerami, zjeść bez pośpiechu i po prostu się tym jedzeniem nacieszyć. A jest czym, bo wszystkie potrawy, które tam do tej pory jedliśmy, były wybitne. Nie wiem, czy to aby nie najsmaczniejsze dania kuchni tatarskiej w całym województwie! Pamiętam jeszcze ich pierwszy niewielki lokal w centrum miasta. Kilka stolików i kolejki na chodniku! Cieszę się, że im się powiodło :)

Trafiliśmy akurat na wspólny posiłek drużyny siatkarskiej Ślepsk Malow Suwałki (mają tam tak jakby swoją salę z galerią koszulek, szalików itd.). Takie miłe doświadczenie :)

A na koniec kilka ujęć Zalewu Arkadia tuż przed i po zachodzie słońca.




Suwałki jak lubiłam, tak i lubię nadal. Po prostu :)
