Od czasu do czasu oglądamy Polaków za granicą. Na koniec zawsze pada pytanie, czego z Polski brakuje komuś najbardziej. Obok obowiązkowych pierogów, ogórków kiszonych i nabiału pojawiają się czasami głębsze przemyślenia. W pamięci utkwiły mi słowa pani, która zdecydowała się urządzić życie na nowo w Hiszpanii. Otóż za granicą brakuje jej… wspomnień. Kiedy dorastamy w jakimś kraju, żyjemy w pewnym kręgu kulturowym, znamy te same bajki, reklamy, produkty spożywcze, piosenki. Po wyjeździe za granicę, nawet przy perfekcyjnej znajomości języka, nigdy nie nabędziemy wspomnień związanych z wychowywaniem się w tym państwie. Podobnie wygląda kwestia związana z miastem rodzinnym. To w nim mamy „swoje” punkty odniesienia, zbieramy pierwsze doświadczenia i to tu rodzą się wspomnienia na całe życie. Kolejne miasto, na przykład po wyprowadzce na studia, już nam takich emocji nie dostarczy, ponieważ stajemy się jego częścią dopiero na pewnym etapie życia. Dlatego też z sentymentem słucham na przykład takich piosenek jak „Pierwsza pocztówka” czy „Magdalenka” Ciry, ponieważ jest to głos mojego pokolenia urodzonego w latach osiemdziesiątych i pojawia się w nich wiele białostockich smaczków, których młodsze pokolenia prawdopodobnie już nie znają.
Miasto wciąż podlega przemianom, coś się z nim pojawia, coś znika. W Białymstoku znika dużo. Śmiem twierdzić, że zbyt dużo i zbyt szybko. Dotyczy to chociażby murali, które z założenia są dość efemeryczne. Zmienia się też oferta gastronomiczna, mnóstwo lokali zniknęło z mapy miasta lub zmieniło swoje nazwy. Giną też neony z PRL-u albo wciąż jeszcze są, ale nie działają. Dewastacji i rozbiórkom ulegają też oczywiście budynki. Białystok moich Pradziadków i Dziadków był zupełnie innym miastem. Zmieniła się nie tylko architektura, ale i topografia. Białystok moich Rodziców też wyglądał inaczej. I wreszcie Białystok mojego dzieciństwa i młodości obfitował w miejsca, których już nie ma.
Niedawno postanowiłam uporządkować zdjęcia w folderze zatytułowanym „Białystok – moje”. Szybko stwierdziłam, że nie jest to robota na jeden wieczór, a na dodatek odszukałam płyty ze zgranymi zdjęciami z wcześniejszych lat. Prawdopodobnie czeka mnie wiele kolejnych zaskoczeń. Jednak od razu rzuciło mi się w oczy, jak wiele miejsc ze zdjęć mniej więcej od roku 2010 już nie ma. Nie chodzi o same domy, o tym można byłoby opublikować oddzielny i raczej smutny wpis (pewnie to zrobię…), ale o sklepy, kawiarnie, restauracje. Jak na złość nie dogrzebałam się jeszcze do zdjęć z Metra, ale przecież nie tylko ten legendarny klub zakończył swoją działalność.
Jeśli lubicie wspominki i należycie do nostalgicznych ludzi, a przede wszystkim macie już swoje lata, będzie się Wam tę galerię przyjemnie oglądało. Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przeze mnie i pochodzą z moich prywatnych zbiorów.
Murale
Czy pamiętacie jeszcze te wielkie murale na murze wzdłuż ulicy Kraszewskiego? Napis Białystok z symbolami czterech religii, później murale związane z kolejnymi edycjami festiwalu Up To Date. Bardzo podobał mi się ten niebieski z białym napisem Music is everything. Do tego stopnia, że stanowił tło naszej plenerowej sesji ślubnej. Dziś muru już nie ma – w tym miejscu wybudowano komisariat policji.






Szkoda mi też muralu z Ludwikiem Zamenhofem, który powstał w ramach również nieistniejącego już festiwalu światła Lumo Bjalistoko w 2014 roku. Niedługo zdobił tunel pod blokiem, bardzo szybko został zniszczony przez wandali i ich bohomazy. Wielka szkoda, bo lokalizacja nie była przypadkowa (nieopodal działki, na której stał rodzinny dom Zamenhofa i przy ulicy noszącej jego imię).





Poza tym znalazłam jeszcze i takie ujęcia. Szpitala pulmonologicznego przy Warszawskiej też już nie ma.


Neony
Z miasta znikają też neony. Największą stratą jest według mnie piękny neon sklepu meblowego Domus, który prawdopodobnie trafił na śmietnik, chociaż wcześniej trafiał do albumów poświęconych polskim neonom z okresu PRL-u, a także na zdjęcia prezentowane w warszawskim Muzeum Neonów. Trudno przejść obojętnie obok takiej ignorancji, prawda?







Zdemontowano też szkielet po neonie Ciżemki.

Zniknęły też księgarnie na Kilińskiego i na Warszawskiej, a wraz z nimi kolejne neony. Ten z Kilińskiego trafił do wspomnianego warszawskiego muzeum.


I wreszcie wielka nieobecna – tęcza z Centralu. Świeciła pięknie, miała zaprogramowane animacje, a najlepiej było ją widać z ulicy Wasilkowskiej. Neon na szczęście nie został zdemontowany, ale od lat nie działa. Jest zatem szansa, że wielu młodszych mieszkańców miasta nie załapało się na jego lata świetności i nawet nie wie, jak atrakcyjnie wyglądał.







Sklep z konfekcją damską Finezja istnieje nadal, ale zmienił lokalizację. I nie zabrali ze sobą starego neonu…

Napisy i sklepy
Z przestrzeni miasta znikają też napisy. Nie ma Telimeny, nie ma Kina Pokój. Nie ma też śladu po niemieckim napisie na kościele św. Wojciecha, który powstał przecież jako kościół ewangelicki. Przy okazji remontu ślad po niemieckich literach został zatarty. Nawet tam.



Nie ma też już kultowych dla mnie sklepów w kamienicy przy ulicy Sienkiewicza 14. Do dziś mam za to rzeczy, które tam kupiłam. Pamiętam, jak w śnieżycę taszczyłam ze sobą wielki szklany kielich. Kosztował niewiele w stosunku do wagi i rozmiaru. Bardzo lubiłam ten klimat sklepu w kamienicy, stare witryny i drzwi. W Białymstoku to rzadkość.

„Zamki”
W dzieciństwie bardzo często przemieszczaliśmy się z Rodzicami piechotą do centrum. Z Białostoczku daleko nie mieliśmy, ale trzeba było kluczyć między blokami. Lubiłam wtedy przechodzić obok „zamków”, bo tak nazywałam te podwórkowe rzeźby. Później obserwowałam, jak powoli znikają. I kiedy na nie patrzę, naprawdę jest mi smutno, bo był to stały punkt programu podczas spaceru do centrum miasta. Nie jestem pewna, czy zachował się jeszcze ostatni z ocalałych elementów, ponieważ dawno tam nie byłam. Daszki od schronów nadal są.




Dworce
Dworce i stacje przeszły wielką przemianę. Albo powstały od nowa. Budynek dworca PKS wielu żegnało ze smutkiem, wierząc, że można było go odpowiednio zmodernizować. Co stało się z charakterystycznym zielonym neonem? Nie wiem.





Ogromne zmiany zaszły na dworcu PKP. Te oceniam bardzo pozytywnie, ale słynnej ciuchci nie mogę odżałować. Oddaliśmy ją do Prostek, a na jej miejscu stanęła zwykła budka z jedzeniem? Gdzie sens?




Nie bałam się nigdy schodów na dworcową kładkę i z jednego powodu jednak mi ich brakuje. Nie można już popatrzeć na pociągi z góry, co mimo zadaszenia peronów nadal byłoby możliwe (kierunek: Sokółka).

Odnowiono też przystanki kolejowe na terenie miasta (sprawa nie dotyczy oczywiście dworca Białystok Fabryczny, który zamiast modernizacji doczeka się pewnie prędzej rozbiórki albo jeszcze większej dewastacji). Ale Białystok Stadion zmienił się mocno!


Lokale
Oprócz witrynek lubię też robić zdjęcia szyldów restauracji czy kawiarni. Kiedy otworzyłam folder z kategorii gastronomicznej, nie mogłam uwierzyć, że aż tyle miejsc zniknęło z mapy Białegostoku. A przecież tak naprawdę zniknęło ich jeszcze więcej, ale nie mam wszystkich zdjęć w zbiorach. Te rotacje to słaby punkt, bo markę lokalu buduje się latami. Widocznie niektóre koncepty się wyczerpały, może zmieniły się plany właścicieli, a może zadecydowały o tym kwestie finansowe. Najbardziej żal mi Castela, Kopiluwaka, GramOffOnu z pierwszej lokalizacji przy Piotrkowskiej, Bramy i Kaffki Bistro.






Przy Legionowej mieściła się przez pewien czas Mała Czarna:



Kopiluwak był pierwszą kawiarnią w innym stylu.




Miłego wspominania…





















A jakby ktoś chciał poczytać lokalną prasę, to też miał taką możliwość :)

Prawda, że skala zmian zaskakuje? Do tematu wrócę, muszę tylko przejrzeć kolejne zdjęcia…
