Znacie to uczucie? Kiedy mamy czegoś niewiele, tym silniej to doceniamy i często otaczamy większą troską i sympatią. Kiedy mamy czegoś w nadmiarze, nierzadko przestajemy to zauważać, postrzegamy to jako stałą i niezmienną część naszego otoczenia. Być może mniej atrakcyjną, bo opatrzoną.
Zawsze z lekkim uczuciem zazdrości spoglądałam na miasta, w których można się przejść po ulicach z kamienicami. Ale nie takimi pojedynczymi, wyrwanymi z kontekstu. Chodzi o całe kwartały, o miasto w starym stylu. Choćby nawet i zniszczone, to jednak kamienice. Najbardziej fascynują mnie Szczecin i Katowice, pewnie również dlatego, że zaliczają się do moich ulubionych miast w Polsce i zawsze bardzo dobrze się w nich czuję. Jak zwykle idę trochę pod prąd, bo jak to, nie Wrocław, nie Gdańsk, nie Kraków, nie Poznań? Otóż nie. Szczecin i Katowice kupiły mnie rozległymi kwartałami kamienic w stylu, który lubię. Wysokie, dostojne, takie mocno #poniemieckie (to jeden z moich ulubionych hasztagów na Instagramie, śledzę go bardzo uważnie). Oprócz architektury kupiły mnie też atmosferą – nie udają, nie starają się być wymuskane na siłę. Zawiła historia, w przypadku Katowic często niesprawiedliwa opinia, w przypadku Szczecina ze względu na odległość dla wielu nadal wielka nieznajomość. Mój styl!
Wróćmy jednak do Białegostoku. Do miasta z pojedynczymi kamienicami, w którym ludzie tacy jak ja z rozrzewnieniem spoglądają na KAŻDĄ kamienicę, która przetrwała. Dlatego lubię czasem zajrzeć do Muzeum Historycznego przy ulicy Warszawskiej 37, ponieważ chociaż przez chwilę mogę tam sobie powyobrażać, co by było gdyby… Takich wnętrz u nas po prostu już nie ma. Pałac Cytronów, siedziba tego oddziału Muzeum Podlaskiego, może poszczycić się dość zawiłą, chociaż wcale nie tak długą historią. Nie ma jednoznacznych źródeł, które wskazywałyby na konkretną datę budowy tego obiektu. Prawdopodobnie w latach 1910-1913 nastąpiła przebudowa budynku znajdującego się wcześniej na tej działce. Architekt pozostaje nieznany, zdjęć z tego okresu brak. Zawirowania wojenne spowodowały, że w dawnej nieruchomości należącej niegdyś między innymi do fabrykanckiego rodu Cytronów, mieściły się później i Towarzystwo Krajowe Prus Wschodnich, i Urząd Bezpieczeństwa, i Komenda Powiatowa MO… Od 1976 roku budynek pełni funkcje muzealne, ale dopiero w 1990 roku do życia powołano istniejące do dziś Muzeum Historyczne.
Dlaczego według mnie warto tu być? Wystawa W białostockiej kamienicy przeniesie nas w dawne czasy. Jest bardzo podobna do mojej ulubionej wystawy tego rodzaju czyli Wnętrza mieszczańskie w Muzeum Historii Katowic. Mnóstwo tu bibelotów, starych mebli, naczyń. Oraz lamp! Zdradzę Wam, że jestem miłośniczką lamp i w sklepach z oświetleniem spędziłam wiele godzin. Lampy to takie małe dzieła sztuki, przykłady dizajnu, niezastąpione ozdoby wnętrz. Jeżeli fascynują Was lampy, nie możecie przegapić wyjątkowej wystawy lamp naftowych w Muzeum Północno-Mazowieckim w Łomży. Istne cuda, szczerze polecam. Miałam ochotę zrobić zdjęcia wszystkim lampom tam zgromadzonym. Powróćmy jednak na ulicę Warszawską. Bilet normalny kosztuje 14 zł, ulgowy 7 zł. W piątki obowiązuje bezpłatny wstęp na wystawy stałe. Klimat? Wyjątkowy. Bezcenny.



















Kolejną atrakcją jest wielka makieta Białegostoku z czasów Branickich. Od kilku lat zwiedzaniu makiety towarzyszy też pokaz audiowizualny, według mnie naprawdę udany. Podczas krótkiej projekcji można poznać historię Białegostoku w tamtym okresie, gra dźwięków (miła muzyka!) i świateł jest imponująca, przykuwa uwagę dzieci, a to już dostateczna rekomendacja.





Na piętrze możemy obejrzeć model nieodżałowanego Hotelu Ritz i zapoznać się z jego historią. Moi Dziadkowie doskonale pamiętali ten budynek z okresu przedwojennego i jego rozbiórkę. Ich Białystok był zupełnie inny niż mój… Myślę, że to jeden z tych budynków, którego będziemy żałować już zawsze. Jednocześnie staje się on symbolem utraconego Białegostoku, tęsknoty za miastem, którego już nigdy nie zobaczymy i którego klimatu nigdy nie poczujemy. Ritz wraca do nas na szczęście w sferze kultury i sztuki. Kto nie widział spektaklu Hotel Ritz. Musical w Białostockim Teatrze Lalek, ten… musi to czym prędzej nadrobić. Mąż mojej koleżanki określił to przestawienie mianem „spektaklu samouwielbienia białostoczan”. Ujął to idealnie – to spektakl o nas, o naszych tęsknotach, przywarach, marzeniach. Bardzo silnie zakorzeniony w lokalności. Żeby go w pełni zrozumieć, trzeba swoje pomieszkać i pożyć w Białymstoku.


Pamiętajcie, że małe lokalne muzea często skrywają ważne historie. Te lokalne instytucje kultury zasługują na to, by je wspierać, by do nich zaglądać. I poznawać swoją małą ojczyznę. W ostatnich latach coraz częściej akcentujemy regionalność, przynależność do miejsca, dumę z małej ojczyzny. Kluczem do jej pełnego zrozumienia jest niemalże zawsze znajomość historii. Nie raz i nie dwa byłam jedyną osobą zwiedzającą nieduże muzeum. Otwierano dla mnie wystawy, włączano światła. I wiecie co? I nic się nie stało! Wręcz przeciwnie. Pracownicy chcieli coś dopowiedzieć, chętnie wdawali się w dyskusje, czasem pokazywali ukryte skarby. Warto!
